niedziela, 31 stycznia 2016

Od Szarki

Byłam w ciemnej i nie znanej mi dotąd jaskini, która na dodatek nie leżała na terenach watahy. Spałam. Gdy tylko się obudziłam zrozumiałam, że coś jest nie tak. Zaczęłam węszyć z nadzieją, że poczuję zapach trawy. Nic nie poczułam, ale poszłam sama znaleźć wyjście z jaskini. Gdy udało mi się znaleźć wyjście, zorientowałam się, że jestem na polanie, którą już kiedyś widziałam. Miałam już iść, ale zatrzymał mnie cichy pisk, dobiegający z krzaków. Mogła to być pułapka zastawiona przez Venę, ale zaryzykowałam. Zrobiłam dobrze. W krzakach ukrywało się małe lisiątko o rudo-białym futerku na którym odznaczała się czerwona jak ogień krew. Podeszłam do niego, a on spojrzał na mnie ze strachem i smutkiem w jego błękitnych oczach. 
-Nie bój się-szepnełam-choć mały, nic ci nie zrobię. Maluch nieufnie wstał i podszedł do mnie. Ja zerwałam nieduży liść i owinęłam go w okół rany na łapce liska. Wtedy lisek mi zaufał i ruszył za mną. 
-Nazwe cię.... Riki-powiedziałam, a lisek wtulił się w moje futro. 

<Moja wena powróciła!!!>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz