Lisek wyglądał na zmęczonego, więc ułożyłam liście na jedną kupkę i położyłam spać mojego podopiecznego. Ja też byłam już zmęczona i położyłam się obok Rikego. Zanim minęło 5 godzin, wstał poranek. Zobaczyłam jednak coś, co mnie naprawdę zdziwiło. Riki nie miał już rudo-białego futra, tylko w odcieniach czarnego, a po jego ranie nie było śladu. Obudził się.
-Dziękuję Ci że się mną zajęłaś-Riki właśnie tak mi powiedział.
-Więc potrafisz mówić Riki-zachchotałam-Mam na imię Szarka, ale mów mi mamo.
-Nie jestem chłopakiem, tylko dziewczyną, mamo! Zaśmiała się.
-Więc jak masz na imię?
-Yyy... nie wiem. Nie mam imienia. Nigdy nie widziałam swojej rodziny. A może ty wymyślisz mi jakieś imię?
-Hmmm... pomyślmy. Aaa podobało by Ci się imię.... Klaret?
-Jakie piękne! Tak chcę mieć tak na imię! Aaa, gdzie jest nasz dom?
-Choć, zabiore Cię tam.
Po tej rozmowie z Klaret, ruszyłyśmy na południe - w stronę Watahy Podmuchu Wiatru. Po 2 godzinach byłyśmy na miejscu. By nikt nie zobaczył, że na terenach watahy jest lis, zaczęłyśmy się skradać. Zabrałam ją do pustej jaskini, gdzie powiedziałam do Klaret:
-Klaret musisz tu zostać. Jeśli ktoś Cię tu zobaczy, mam przechlapane, rozumiesz?
Klaret skiwneła głową i się do mnie przytuliła. A ja wróciłam do jaskini 42, gdzie nikogo nie zastałam.
<Melody? Elandiel? Xenia? Zeno? Kto odpisze?>