czwartek, 15 grudnia 2016

Ogłoszenie z innej beczki

Proszę o doczytanie ogłoszenia do końca!

Witajcie, dość dawno mnie tu nie było, ale postaram się to zmienić. Jeśli ktokolwiek odwiedza jeszcze watahę, to bardzo prosiłbym o jedną małą rzecz.

Ostatnio razem z grupką znajomych wystartowaliśmy w konkursie literackim: "Misja - książka!" organizowanym przez wydawnictwo Ridero. Nasza książka nosi tytuł: "Oswoić potwora". Składa się z dziesięciu opowiadań, z których jedno jest mojego autorstwa. Otrzymaliśmy już ponad 500 głosów, ale potrzeba nam jeszcze około 1,5 tysiąca żeby przebić inne prace i dostać się do finałowej pięćdziesiątki. To dość dużo, jednak z Waszą pomocą osiągnięcie tego celu będzie dużo łatwiejsze. Oto o co chcę Was prosić:

  • oddanie głosu na "Oswoić potwora"
Głosować można pod tym linkiem: Oswoić potwora. Głosy można oddawać za pomocą maila (lub kilku), Facebooka lub Twittera. Głosowanie jest całkowicie anonimowe.


  • rozpowszechnianie linku na portalach społecznościowych
O to proszę tym bardziej, ponieważ ma szansę trafić do większej ilości odbiorców. Udostępniajcie link na swoich Facebookach, Instagramach, Twitterach i innych mediach. Jeśli ktoś zna jakiegoś blogera, youtubera czy kogoś z wieloma obserwatorami, poproście go o udostępnienie linku z naszą książką i proszeniu swoich odbiorców o głosy. To dla mnie bardzo, naprawdę baaaaaardzo ważne. Z góry dziękuję i przesyłam wielkiego przytulasa dla głosujących <3

Bardzo wdzięczny za pomoc administrator WPW,
Amir

Od Party'ego do Amira

Wstałem rano po czym delikatnie pogłaskałem Ritę po uszach. Moje oczy przejrzały świat a wataha upadła. Połowa wilków się nie pokazuje. Ech, Vena Ayra zginęła a ja mam już swoje lata. Rita jest chyba pierdolnięta bo lata z wazonem i wrzeszczy, że jest panną młodą. Wariacje. Rozwaliłem sobie łeb i wpadłem na jakiegoś samca. A dokładnie Amira.
-O Jezu! Sorry, mój błąd.- powiedziałem i puściłem mu oko.
<Amirowy? Moja wena to ZUO, ale odpisz.>

piątek, 20 maja 2016

Od Yukona Do Szarki

Już dawno nie było mnie tutaj. Pamiętam gdy tu dołączyłem. Wiele rzeczy się pozmieniało. Ja i Szarka mamy dzieci, a niektóre z nich już partnerów. Czułem się trochę jak stary, lecz niezbyt wiele doświadczony basior. Lecz czułem się też dumny z tego, że mam takie zdolne dzieci. Ostatnio usłyszałem co nieco od Melody, że Misza szuka partnera i martwi się, że go nigdy nie znajdzie. Ale wiedziałem że jest tu mój dobry znajomy z dawnej watahy - Dastan. Zanim mój poprzedni dom został zniszczony, poznałem wielu innych przyjaciół, nie tylko Szarkę. Zaadoptował on szczeniaka o imieniu Aste, Misza znała się z nim od małego. Skąd wiem? Jestem opiekunem szczeniąt, znam wielu, którzy są już dorośli, a wcześniej byli szczeniakami. Poszedłem do parku Tajo, gdzie zastałem ich razem.
-Miło widzieć szczęśliwą parę... - powiedziałem siedząc pod drzewem kilka metrów dalej od nich.
-Ciebie także miło widzieć Wujku Yuky - zaśmiał się i mrugną do mnie Aste, którego naprawdę traktowałem jak bratanka/siostrzeńca.
Misza była baaardzo szczęśliwa, co widać było po niej od razu.
-To ja wam nie będę przeszkadzał - powiedziałem i powoli oddaliłem się. Taką chwilą powinni cieszyć się we dwoje. Korzystając z okazji, że byłem bardziej "obecny" to chciałem porozmawiać z Szarką. Wiedziałem gdzie ją znajdę. Było to niedaleko, a właściwie spotkałem Miszę i Aste w drodze do tego miejsca. Wędrowałem do Wodospadu Zaklęć. Byłem tam po jakichś 10 minutach.
Szarka tam była i wybiegła z ciemnego kontu przy Wodospadzie po drugiej stronie i jak oszalała przeskoczyła wodę jakby była malutkim strumykiem i podeszła do mnie jakby się czegoś obawiała.
-Yukon, musisz coś wiedzieć...

<Szarka? Co sie stało?!>

Od Miszy CD Aste

Byłam cała rozradowana. Wystarczyła minuta (no, może dwie) bym znalazła partnera. Ale teraz już wszystko jest w porządku.
Ja Misza. Najmłodsza z całego rodzeństwa. Jak mówi stara przepowiedz ja ostatnia z (ze mną wliczając) sześciorga rodzeństwa ostatnia znajdę drugą połowę. Ale w końcu dokonało się.
Skinęłam głową na Aste, żebyśmy poszli na spacer.
<Aste?>

czwartek, 19 maja 2016

Od Aste CD Miszy

Misza poprosiła mnie o partnerstwo. Na początku zdziwiłem się, bo kto nie chciałby być jej partnerem?! Znam ją od szczeniaka. Zawsze mi pomogła, gdy mogła. Jest wzorem, którym każdy chciałby być.
-Oczywiście! Zawsze będę twoim przyjacielem!
-A ja twoją przyjaciółką...
Wtedy właśnie, pomyślałem o Miri. Dastan wziął ją pod opiekę, wtedy kiedy i mnie. Ciekawiło mnie, czy ona też miała problem ze znalezieniem partnera? Ale teraz miałem cieszyć się naszą chwilą. Moją i Miszy...

<Misza?>

środa, 18 maja 2016

Od Miszy do Aste

Poszłam do Parku Tajo. Musiałam pomyśleć o...czymś. Nie wiedziałam dokładnie o czym, ale to było związane z moją przyszłością. Ech. Moje caluteńkie rodzeństwo ma już partnera, albo poprosiło kogoś, albo ma zamiar to zrobić za chwilę. A ja nie mam nikogo na oku, ani nikt nie ma mnie na oku. Mama zawsze powtarza: "Cierpliwości. Poczekaj. Napewno znajdziesz kogoś odpowiedniego.". Kiedy ja już czekam bardzo długo aż ktoś się mną zaiteresuje. Usiadłam pod drzewem w Parku Tajo i nic nie robiłam. Nagle do mnie podszedł znany mi ze szkoły basior imieniem Aste. Usiadł przy mnie. Popatrzył ma mnie i zapytał:
-Coś się stało?
No to ja zaczęłam mu opowiadać, że z mojego rodzeństwa to Szarka, Xenia i Zeno mają już partnera, Rendi kogoś poprosił, a Lisa niedługo poprosi Brauni'ego o pertnerstwo. A ja? A ja nie mam nikogo!
-Nie przejmuj się. W końcu kogoś znajdziesz.- powiedział Aste
- Mówisz zupełnie jak moja mama.- uśmiechnęłam się
Basior odwzajemnił uśmiech.
- Słuchaj. A może ty chciałbyś iść ze mną przez ten świat do końca naszych dni?- spytałam poetycko
- To znaczy?- spytał Aste
Wziełam głęboki oddech.
- Zostaniesz moim partnerem?- spytałam
<Aste? :3>

niedziela, 3 kwietnia 2016

Od Luizy

Głupio mi się zrobiło, że ich na siebie popchnęłam. 
-Sorry! Przepraszam!-powiedziałam
Wtem przyszła Noma... Jeszcze tego brakowało!
- Oooo, tak mnie o partnerstwo prosisz?!- krzyknęła a Stan gapił się na nią jak w obraz
- Nnn...iieee...-powiedział- mu jesteśmy kolegami~!
- What? Stan! Ty się z nią pocałowałeś!!?- krzyknęła a ja patrzyłam na tą scenę z zainteresowaniem
-To moja wina- powiedziałam wskakując do wody- To był... mhm...popchnięty pocałunek. I on cie kocha! - I teraz zabrzmiała muzyka. Ojcowi się wypadł MP3.
-O kurczę! Sorry-powiedział- ja idę...
No i tak dalej. Stan polazł za Nomą a ja z Itą gadałyśmy dalej.
-Eee, gty kochasz Stana?!- zapytałam pełna oburzenia- Bo on kocha <<Noma?>>

sobota, 2 kwietnia 2016

Od Italuyu CD Stan

-Ehh, tak to z miłością bywa! -powiedziałam pewna siebie - Może byśmy do siebie pasowali?- zapytał -A jaki jesteś?- zapytałam i poszliśmy do rzeki
Kąpaliśmy się, przyszła jeszcze siostra (starsza) Stana. 
-Hej, Stan. Masz nową przyjaciółkę?- zapytała jego siostra- jestem Luiza
- O! Witam cię. Jak nazywam się....ehm....przepraszam...zwę się Italuyu. -No! A ja Luiza jak wspominałam- powiedziała i wskoczyła do wody.
I teraz bawiliśmy się w ciuciuwika. Pocałowaliśmy się ze Stanem bo Luiza zasłoniła mi oczy i palnęła na Stana. No i się speszyliśmy.
<Luiza?>>

Od Party

Szedłem sobie na spacer. Spokojnie. Głupio. Zbyt szalenie. Zbyt dziwno. Zbyt i zbyt zbyt. No no! No no! Beautiful! Słucham...so what P!nk. Na MP3. Ride ride! Dilio! O wow! Uwielbiam ją. Wpadłem se na wilka!
- Witam cię. To nie moja kultura.- powiedziałem i odgarnąłem swą pikną grzywkę na bok. 
- Nic się nie stalo. - krzyknął i zaśmiał się
- Za to, że obrażasz mnie wywalam cię z watahy! Wynoś się!- krzyknąłem i zacząłem tarzać się po ziemi
- Żartuję! Mam humor do żartów!~F*ck! F*ck! F*ck! - krzyknąłem, znów ta moja druga dusza
- True Love!- powiedział- też słuchasz P!nk?
-Tak, a ty?- zapytałem- Najbardziej lubię Stupid Girls, So What i coś tam. Jeszcze. Fani P!nk łączmy się!
- Ja też, moje to So What i True Love. Ja muszę iść. Do widzenia.-powiedział i pobiegł do wodospadu
- Pa....Żegnaj... - powiedziałem smutnym głosem
Poszedłem dalej, znowu sluchałem piosenek P!nk. 
-A lier! Don't mind! I love you! and..I! Go to the you! Wowowow! F*ck Logic!
-Nie przeklinaj... Dajesz zły przykład...- powiedziała Rita
- Przepraszam.. Wybacz- rzekłem
-Idziesz gdzieś?- zapytała
-Tak, nad rzekę.
-Idź, ja zajmę się obiadem
-OK, pa.-powiedziałem i pobiegłem
Gdy byłem nad rzeką zobaczyłem jednorożca. Byl czarny! I miał taki....dziwny róg!
-Stój!- krzyknąłem
-Prrr!Iaaaaaaaa!Hhhha! Praadddfff! Hhusm!-takie odgłosy słyszałem
-Stój.- powiedziałem- ja ci nic nie zrobię!
-Pffffff? Hmmmmmmmmmmmh?- odezwał się pytającymi odgłosami
- Spokojnie-podszedłem do niego i wskoczyłem mu na grzbiet- Wio!
-Haaa!Ihaaaaaaa!- krzyknął (niby) i ruszył z kopyta
Galopowaliśmy kilka minut bo później wskoczył do wody.
Byliśmy cali mokrzy. Postanowiłem pójśćj watahy i poprosić o dobrego budowlańca. Spotkałem Devię.
-Witaj Party. Złapałeś jednorożca?- zapytała wadera
- Ja? A tak!
- Nie wiem czy Amir będzie zadowolony.
- A gdzie jest jakaś grota -powiedziałem pewnie- macie jakąś?
-Tak, proszę. Tu ona.
-Dzięki-podziękowałem i podszedłem do groty.

Ładana była. Tylko mokra.
Wprowadziłem konia i poszedłem do Rity.
- Rita, złapałem jednorka- zapytałem wchodząc
- Yhy, ciekawe- powiedziała nie wyjmując nosa z książki
-Imię? Jakie będziesz mieć imię?-pomyślałem- Ooo! Karkon Ca'd' Oro.
-Pff!- rżał
- Wiek? Ile ty masz?Stuknij tyle razy kopytem..-powiedziałem
-Puk!Puk!Puk!- zastukał
- Ok, 3. A teraz, rasa? Jednorożec czarny.
-Iha!
- Historia? Zaprzyjaźniliśmy się, choć nie byłeś z tego zadowolony...
Zostawiłem go w boksie i poszeddłem do watahy.
<<Rita?Amir? On nie bedzie moim koniem! Tylko towarzyszem do jazd. Będzie nam pomagał>>

środa, 30 marca 2016

Od Layry CD Rendi'ego

-Tak! Rendi kocham Cię!! - krzyknełam i wpadłam w łapy partnera. Byłam szczęśliwa i tak bardzo się cieszyłam z powodu partnera. Rendi na początku był moim najlepszym przyjacielem, a teraz przyjaźń zmieniła się w miłość. 

<Rendi? Soooorki że tak późno (opko wyslałeś 4 marca)>

Od Stana- Noma!

Od dawna szukałem Nomy. Po tym jak poprosiłem ją o partnerstwo to uciekła. 
-Boże! Za co mnie karzesz! - krzyknąłem i wpadłem na kogoś
- Przepraszam...- powiedziała wadera wpatrując się we mnie- Jestem Italuyu
- Nie ma cię w watasze? Nie znam cię...-powiedziałem
- Od dawna tu jestem... Tylko... słyszałam co ci się stalo. Przykro mi. Ja też szukam partnera. Milton mi nie odpowiada. Chyba go nie kocham.
- Ja tteż szukam partnerki... Ale... Przejdźmy się!
<<Ita! Nie wiem czy Noma wybierze mnie. Ale może między nami coś się uwije?>>

wtorek, 29 marca 2016

Od Party

Ostatnie wydarzenia przybiły mnie. Rakan nie wyzdrowiał, Sta i Princy. Z nimi dobrze. Ale moje szczenięta. A... szkoda mówić. Postanowiłem przejść się do pobliskiej watahy. Spotkałem tam ch****a jasna prawie siebie! Ale później spotkałem waderę ze skrzydłam.
- Party, dobrze, że jesteś.- powiedziała wadera
- Ale ja pani nie znam- powiedziałem- jak panie się nazywa?
-Upadłeś na głowę?- zapytała- no ale żarty... Noteviddia!
<<Chyba za daleko poszedłem. Jakaś wadera.>>

Od Stana do kochanej rodziny

Po tym wydarzeniu krew leciała mi z głowy. Ktoś mnie niósł na plecach.
- Stan ty żyjesz! - krzyknęła matka
- A co z Prinsessą?- zapaytałem gdy się podniosłem
- Żyje, obudziła się przed tobą. Nic się jej nie stało. I to nie był Amon. To by,l jakiś basior. Zgwałcił ją ale nic po za tym.
Odetchnąłem z ulg ą.
po 2 dniach.
Szedłem sobie przez łąkę. Tam spotkałem Zena i Princy i Nomę. Princy była szczęśliwa. Była tam też szceniaki. Oczywiście Princy i Zena.
- Noma! Będziesz moją partnerką? - zapytałem podnosząc ją do góry
<<Noma? Princy? Zeno?>>
Imię: Even
Wiek: 2 lata
Płeć: basior
Cechy: Even jest... typem samotnika, ale i też są chwile w których lubi towarzystwo. Zwykle dobry i miły, ale potrafi być zły i wredny, co zdarzyło się w jego życiu tylko 2 razy. Małomówny, tajemniczy i samotny basior, który nie boi się marzyć o funkcji opiekuna szczeniąt. z drugiej strony to do niego pasuje, bo jest odpowiedzialny, a w sytuacji gdyby ktoś szczenie porwał lub coś go martwiło, pomógłby jak tylko by potrafił.
Rodzina: nie żyje
Partner: szuka
Zauroczenie: Noma
Funkcja: Druid, zachor i opiekun szczeniąt
Rasa: wilk wolności
Kult: Yumii
Jaskinia: nr 43
Nick na Doggi: milka21
Inne zdjęcia:
Jako Demon (tylko w wyjątkowych sytuacjach się w niego zmienia, kontroluje tą przemianę):

Krótkie info!

   Hej no, już nie atakujcie tak tego biednego Amona! Z resztą, jakkolwiek jest on teraz  "czarnym charakterem", tak nadal członkiem watahy, i uwaga - MNĄ. Tak, może to być dla niektórych szok, postać Amona jest z góry ustawiona, ja piszę za niego opowiadania, decyduję o jego czynach i mogę zamieszczać takie i inne treści w opowiadaniach, bo jest to MÓJ wilk. Nie zrobiłbym czegoś takiego z kimś innym, chyba że brałby w tym świadomy udział.

   Cytuję regulamin, paragraf 1.07.: "(...) jeśli jest w nim [opowiadaniu] mowa o innym wilku, kiedy robi on coś, co jemu samemu może się nie spodobać, z góry pisz czy masz jego zgodę. Opowiadania o innych wilkach pisane bez ich zgody nie będą uznawane." 

   Ja rozumiem, sytuacje są sprzyjające, fajny klimat i tak dalej, możecie być nieświadomi sytuacji, w jakiej się znajdujecie, jednak pisanie tego typu opowiadań nadal jest karalnym wykroczeniem i sam nie wiem, czy mam teraz karać siebie (bez jaj, to jak chęć zemsty na aktorze w teatrze!), czy autorów tych historii. Na razie to wszystko obędzie się bez konsekwencji, ale proszę o
kontrolowanie tematu. Od tej chwili za takie wykroczenia będę pociągał do odpowiedzialności. Doskonale wiem, że nie wszyscy znacie regulamin.

   Dziękuję za uwagę,
   Amir (razem z Amonem i Kirimą, bo to też są moje wilki)

   PS Co do Absque, raczej niewielu z Was pamięta, bo musielibyście tu być dwa lata temu, ale ona jest bardzo mała i niczego nieświadoma, była tylko marionetką i kartą przetargu, a Wy robicie z niej War Machine rodem z Iron Man'a, i to nie raz!

   PS2 Niektórzy zapominają, ale Vena Ayra NIE ŻYJE i nie zmartwychwstanie jak Chrystus, żaden demon z Tolkiena jej nie wskrzesi, tym bardziej Dumbledore ani nawet Voldemort, chociażby dlatego, że temat stał się zwyczajnie oklepany. W każdym ciekawym wątku jest jakaś przyczyna, akcja, a potem skutki, i nie trzeba ciągnąć tego jak spleśniałego placka po spalonym maśle. Co za dużo to nie zdrowo, a nawet najlepszy dowcip opowiedziany pięćdziesiąt razy w końcu przestaje być śmieszny. Obecnie jesteśmy w trzeciej fazie.

   PS3 Nie odbierajcie moich słów osobiście, mamy niecodzienną sytuację w watasze, rozumiem że każdy chce z niej wyciągnąć jak najwięcej ;)

   PS4 Chyba właśnie pobiłem watahowy rekord w ilości post scriptum pod postem xD

Od Princy i Stana- R.I.P

Szłam z mym bratem przez pustkowie Towy. Rozmawialiśmy i skakaliśmy. On rozmyślał nad nowymi szczeniętami mamy i ojca. Aż tu zakątka wybiegły 2 wilki. Były podobne do.... Amona i Absque.
-Zabij ich! - krzyknął Amon
- Dobrze tato!- krzyknęła i rzuciła się na mnie
- Siostra!-krzyknął mój brat i rzucil się na Amona- rrrrrrr!
Wkrótce sily mi odeszły i razem z moim bratem wyzionęliśmy ducha.
To oni nas zabili:

Od Rity-do poczciwego Cobalta

To było już dawno ale razem ze moimi szczeniętami postanowiłam pójść do Cobalta.
- Cobalt?- zapytałam wchodząc do jaskini
- Rita, czujesz się lepiej?- zapytał wychodząc z łóżka
- Obudziłam cię. Jest przecież 6 rano! Sotrryl.
-A to twoje szczenięta?- zapytał
-Tak moje. Oto:
- Nie wymieniaj- powiedział -ja pójdę, chcaiałam tylko podziękować.

poniedziałek, 28 marca 2016

Od Italuyu -moje partnerstwo

Minęło sporo czasu. A Milton się nie namyślił, spotkaliśmy się i zaczęliśmy gadać.
- Milton! Będziesz moim partnerem? Moje serce bije tylko dla ciebie. Uschnę z tęsknoty z powodu, że nie będę widziała cię przez 2 dni!
- Nie wiem. Ita. Kurde nie wiem!-powiedział - A może przejdziemy się?- zapytałam - Dobra, przejdziemy. A... ty na prawdę umiesxz latać? - zapytał - Nie, tak tylko wyglądam- zaśmialiśmy się i wskoczyliśmy do rzeki.
>
<,Milton?>.

Od Party- Ja to jestem!

No, zapomniałem Amirowi powiedzieć, że jade na wczasy. Hihi!
- A jak Amir cię wywali z watahy?- powiedziała Rita
- Ple ple! On taki nie jest. Chyba, że mnie zabije to wiesz.  xd
Skończyłem rozmowę i poszedłem sobie na spacer.
-Bum!
<<Ktoś? Chyba jestem ślepy xd>>

Od Lapiz CD Cobalt

Przemieszczałam się radośnie wśród krzaków borówek podjadając je. Wyśmienite, normalnie niebo w gębie. Po chwili dołączył do mnie Cobalt. Maliny! Obróciłam się do basiora.
-Cobalt tam są maliny!-krzyknęłam radośnie i podleciałam do owoców. Co z tego, że były blisko? Skrzydła same mi się rozwinęły, więc warto było skorzystać. Basior ruszył za mną wyraźnie rozbawiony. Usiadłam przy krzaczkach malin i zajadałam się nimi. Gdy skończyłam położyłam się na plecach. Cobalt spojrzał na mnie i głośno się zaśmiał.
-Co cię bawi?-spytałam lekko oburzona
-Spójrz na siebie-powiedział i wskazał łapą pobliski strumyk. Podreptałam do niego i spojrzałam w taflę wody. Mój zwykle biały jak śnieg pyszczek był teraz cały różowy od soku z malin. Zaśmiałam się na ten widok i bez zastanowienia wskoczyłam do wody, czego szybko pożałowałam. Była lodowata. W pośpiechu z niej wyszłam i zauważyłam rozbawionego basiora. Warknęłam na niego. Ups? Spojrzałam jeszcze raz na wodę, na szczęście pyszczek był czysty. Wytarzałam się w trawie by pozbyć się wody z futra.
-Gramy w chowanego?-spytałam siadając
-Możemy, ale ty szukasz pierwsza-powiedział i gdzieś pobiegł. Ja w tym czasie zakryłam oczy łapami i liczyłam.
-1,2,3,4......Szukam!-krzyknęłam i pobiegłam w stronę, w którą wcześniej pobiegł basior. Wzięłam powietrze w nozdrza, nie było go tu. Pobiegłam dalej, jednak nie mogłam go wyczuć. Postanowiłam zmienić taktykę. Stanęłam i mocno skupiona, nasłuchiwałam. Po chwili usłyszałam trzask łamanych gałęzi. Cicho przemieściłam się w tamtym kierunku. Cobalt siedział na drzewie. Haha mam go! Teraz tylko odwrócić jego uwagę. Połączyłam się w myślach z jeleniem i poprosiłam go by po szeleścił w krzakach. Basior spojrzał w tamtą stronę, a ja wleciałam na drzewo i usiadłam obok niego. Dotknęłam go łapą w plecy.
-No cześć-wyszczerzyłam się
-Jak ty..-patrzył na mnie zdezorientowany
-Magia-zaśmiałam się-teraz ty.
Zeskoczyłam z drzewa i odbiegłam kawałek, po czym rozłożyłam skrzydła i wzbiłam się w powietrze. Wznosiłam się do chmur, a chłodny wietrzyk muskał moje futro. Usiadłam na puszystej chmurze. Było mi tak przyjemnie, ogon zwisał swobodnie, a łeb spoczywał na łapach. Gdy wiatr po raz kolejny przebiegł po moim grzbiecie, zmęczenie dało o sobie znać. Zapomniałam o zabawie i Cobalcie. Po chwili zasnęłam.

<Cobalt? Dzięki i powodzenia w poszukiwaniach xd>

Od Cobalta CD. Lapiz

Na polanę dotarliśmy późną nocą. Polanę bardzo niewielką z równie niewielką ścieżką skręcjącą gwałtownie w bok, którą chroniły drzewa z dwóch stron przed wiatrem i natłokiem wilków. Na środku stał głaz, od którego wzięła się nazwa dla tego miejsca, używana przeze mnie i Ember- polana samotnej góry. Dlaczego góry? Bo jak byliśmy mali byle jakie wzniesienie było dla nas udręką. Ale od czego są skrzydła. Wlatywaliśmy na takie kamienie i Puf! polana miała nowych władców. Bardzo ciekawe były takie zabawy. Ale najlepsza część takich miejsc rosła przedemną i Lapiz. Borówki! Mnustwo krzaczków aż uginających się od ciężaru ciemnych owoców. Popatrzyłem w stronę Lapiz i ... Gdzie ona zniknęła?! Rozejrzałam się wokoło i fiu! wkońcu ją ujrzałem. Wadera o anieliskich skrzydłach skakała między krzakami co jakiś czas podiadając owoce. Zaraz potem połączyłem do mojej koleżanki.

( Lapiz? Sorry, że takie krótkie ... Smacznego )

Od Gizeli C.D Devii

Spojrzałam na nich lekko zaskoczona. Szybko i "gładko" mnie przyjęli, zapewne nic nie podejrzewają...
-Tak... Pewnie, byłoby bardzo miło. - posłałam im niepewny uśmiech. - Oczywiście, jeżeli nie macie nic ciekawszego do roboty...
Oboje spojrzeli na siebie porozumiewawczo. 
-Nie no coś ty i tak nic specjalnego nie robiliśmy. - odpowiedziała Devia.
Amir parsknął.
-No powiedzmy...
Devia skarciła go wzrokiem. 
-Hmm... Może najpierw pójdziemy... - zaczęła Devia, lecz nagle przerwał jej to Amir.
-Devio, właśnie teraz miałem iść na polowanie z naszą córką Sacrą i...
-I rozumiem, że chciałeś także to zaproponować Gizeli? - przerwała mu tym samym.
Głucha cisza...
-Tak... - odpowiedział po dłuższej chwili.
-Świetnie. Masz Gizelo ochotę na polowanie?
W zasadzie mógłby być w tym jakiś podstęp... No, ale nie przesadzajmy. Z drugiej zaś strony to świetna okazja, aby... Ach, nieważne...
-Mówiąc szczerze to zgłodniałam, a jeszcze mam dość siły, aby pójść z wami na polowanie. Byłby to dla mnie zaszczyt. - te ostatnie słowa skierowałam bardziej do Amira.
-W takim razie ruszajmy. Poznasz naszą córkę Sacrę i naszego... Syna Amona... 
-Go nie będzie. - warknął Amir.
Z lekka zszokowałam się jego odpowiedzią, ale widocznie chodzi tu o jakiś grubsze rodzinne sprawy.
-Amir... - odwarknęła Devia. 
-Nieważne... - burknął basior. - No to jak już wspomniałaś Devio, ruszajmy.
I tak też uczyniła nasza czwórka, to znaczy się... Nie ma Szarki? Dziwne... Nawet nie zauważyłam jak od nas odeszła... No cóż...
Za nim dotarliśmy na polane, dołączyło do nas parę wilków. Szybko dało się rozpoznać, która to ich córka. Była to biała wilczyca z niezwykle pięknymi oczami koloru turkusu, takie same jak jej matka - Devia. 
Nie zdążyłam się zapoznać z żadnym wilkiem w tej o to grupie, gdyż Amir zauważył trop saren.
-Sarni trop, czy wiecie do kogo on należy? - skierował się do nas Amir. 
-Czyżby to młoda sarna? - spytał jakiś wilk.
-Nie, to dorosła łania. - odpowiedziałam szybko.
-Skąd wiesz, że to łania?
-Ślady są zbyt duże, by zostawiło je młode. Natomiast ono szło tutaj, więc stąd wiem, że to łania. - pokazałam ruchem głowy na ślady. Wtedy wszyscy skierowali wzrok w ledwo widoczny odcisk mniejszych kopyt. 
-Bardzo dobrze Gizelo. - posłała mi po raz kolejny uśmiech Devia. Wydawała się miła i nie wiem czemu, ale czułam się przy niej jak przy swoim. Czułam także od niej bijącą magię, ale nie byle jaką, tylko taką prawdziwą i silną. To może też dlatego, iż ja także poszerzam się w tej dziedzinie, lecz bardziej w te ciemniejsze strony magii... W końcu swój do swojego ciągnie... 
Po chwili Amir wskazał nam małą polankę tuż przed nami. Pasło się na niej stado jeleni, osiem albo dziewięć zwierząt, które nie zdawały sobie sprawy z naszej obecności. Podzieliliśmy się na dwie grupy w tej pierwszej byłam ja, Amir, Sacra i jeszcze jakiś wilk, (którego imienia nie poznałam), a zaś w drugiej Devia, w raz z pozostałymi - mieli oni stać po przeciwnej stronie polany i dać nam znak.
W następnej chwili na polanę wskoczyło z cienia cztery wilcze postacie, a stado jeleni rozpierzchło się w panice. Próbowały uciec, ale nie miały dokąd, ponieważ na ten znak wyskoczyła nasza grupa i odcięliśmy im drogę. Po jakiś pięciu, sześciu minutach, połowa stada leżała już na ziemi ze rozszarpanymi gardłami, z których niemiłosiernie sączyła się krew. 
Kiedy inni zabrali się do albo jedzenia, albo zabierania zdobyczy, to ja uparcie wyszukiwałam się gwiazd na niebie. Zapadał zmrok, robiło się późno, a to oznacza, że za niedługo pojawi się księżyc, dzięki czemu będę mogła sprawdzić z gwiazd, co dzieje się w świecie bóstw... O ile będzie dziś pełnia...
-Gizela, czemu nie jesz? Zaraz niczego nie będzie.
-Nie, nie dzięki. Straciłam apetyt, chcę tylko wiedzieć, czy jest dziś pełnia? 
Devia spojrzała w niebo.
-Tak, dziś jest pełnia.
-Świetnie... - szepnęłam do siebie. 
-A coś...
-Gdzie będę spała? - przerwałam jej.
-Będziesz mogła wybrać swoją jaskinię, zdaje mi się, że jest kilka wolnych, a co jesteś zmęczona?
-Nie o to chodzi... Tylko, że... Muszę ochłonąć. - uśmiechnęłam się do niej, tym razem pewniej.
Przytaknęła, po czym oznajmiła Amirowi, iż zaprowadzi mnie do jaskini, którą sobie wybiorę. Oczywiście znając mnie wybrałam taką bez współlokatorów i z taką małą "szczyptą" magii po to, aby mieć na czym czarować i wiele innych. Była to jaskinia numer 46, miała wszystko czego potrzebowałam, blisko las, wiele magicznych roślin, grzybów i na dodatek wodę, a no tak... I oczywiście najważniejszy element: otwór na górnej części jaskini, dzięki czemu podczas pełni światło księżyca będzie padać prosto w ten o to otwór... Najlepszy wybór jaskini!
-Właśnie taką sobie wymarzyłam. Jest idealna. - spojrzałam w niebo przez mój wybawiony otwór na światło księżyca.
-Cieszę się, że tobie się podoba. Szkoda tylko, że nie zdążyłam pokazać Ci wszystkich terenów... No cóż... Może jutro. 
-No oczywiście, przecież jutro też jest dzień. 
-No to do... Jutra, na razie Gizelo. - pożegnała się.
-Na razie.
Teraz mój czas. Jeszcze trochę, a ,,pełen księżyc zacznie balansować z gwiazdami'' - takie powiedzenie używało się w mojej "dawnej" watasze... W zasadzie nie do końca dawnej... Ymm to znaczy się, że... Nieważne...
Szkoda tylko, że nie mam ze sobą moich ksiąg, bym miała wtedy więcej możliwości. Lecz akurat w tym przypadku wystarczą mi kwiaty koneksu, które o całe szczęście rosną tu
Zerwałam kilka i podpaliłam do połowy, po czym przeszłam się z nimi po całej jaskini, aby wypuściły zapach (ich zapach przypomina wanilie, ale jest trochę bardziej ostry).
Następnie zioła ułożyłam w kształcie Krzyża Celtyckiego w miejscu, gdzie centralnie będzie padało światło księżyca. 
Poczekałam jeszcze trochę przypatrując się salutującym drzewom, gdy nagle wszystko ucichło, jak na zawołanie. Drzewa, jeszcze przed chwilą kołyszące się jak miotane wichurą, trwały nieruchomo.
Działo się coś dziwnego i wcale mi się to nie podobało. Wtedy zauważyłam światło księżyca, które jasno oświetlało Krzyż. Czułam jak coś potężnego mnie wzywa, woła... Albo i... Zaprasza? To musiało być bóstwo. Czułam bijącą siłę i potęgę z tego, który mnie woła... Coś musi mi przekazać, a więc nie czekając dłużej ruszyłam w miejsce, gdzie padało światło. Usiadłam, po czym wymówiłam pod nosem zaklęcia, abym mogła przejść do porozumienia. Jak przy każdym takim kontakcie moje oczy zmieniły barwę na niezwykle jaskrawo - niebieski kolor. 
Teraz musiałam się skoncentrować. 
~Kim jesteś? I z jakiego powodu mnie wzywasz? 
Nie odpowiedział mi. 
~Rozumiem, że swojej tożsamości nie możesz ujawnić, a w takim razie po co mnie wezwałeś? 
I wtedy objawił mi się (w umyśle) wilk przykryty kocem. Kocem ze znakiem odwróconej jaskółki - oznacza to śmierć, lub chorobę.
I oczywiście ukazał mi się kosmos, a w nim balansujące krople krwi... Czyli mam do czynienia z czymś potężny, z jakimś bogiem... Tylko jakim? Kosmos to potęga, siła i nie tylko, a krew może oznaczać różne rzeczy... Hmm... Dziwne... Nagle z oddali wyłania się klucz i... Drzwi? Czyli ofiaruje mi pomoc?
~Skoro mi ofiarujesz pomoc to... Czy mogę Ci zadać kilka pytać? 
Poczułam wtedy dziwne mrowienie na całym ciele, widocznie te o to bóstwo chce przenieś moją świadomość do siebie, abym zobaczyła to o co pytam... Mocna rzecz!
~Pokaż mi, czy uda mi się wypełnić zlecenie powierzone mi przez moją "dawną" watahę? 
Wtedy poczułam, jakby pochłonęła mnie ciemność... Latałam pośrodku czarnej przestrzeni, nic nie było... Tylko czerń... Aż nagle z ciemności wyłoniły się dwie sylwetki wilków... Były połączone, a to oznaczało kochanków. Czyli miłość? Przecież nie o to pytałam. 
A następnie za nimi (czyli za tymi kochankami) wyłoniło się małe szczenię... Nie znałam je, ale było tak dokładnie widoczne, że mogłam z góry na dół opisać jego wygląd. 
Nagle szczenię wyjęło sztylet i rzuciło prosto w kochanków, oni niczym szkło rozbili się na kawałki, po czym sztylet leciał na mnie, prosto na mnie. Nie mogłam się ruszyć, zatrzymałam się tak jakby w powietrzu, nic nie mogłam zrobić, a sztylet wbił się we mnie, w okolicach klatki piersiowej. Wydałam z siebie przeraźliwy krzyk i... Poczułam ostry wstrząs i wracanie do "żywych", ktoś musiał się zbliżać i dlatego przerwano kontakt. Otworzyłam szeroko oczy wybudzając się z transu, przerywając przy tym niewyobrażalny ból jaki mi sprawiał ten wbity sztylet. Mogłam się czegoś więcej dowiedzieć, ale nie! Bo ktoś oczywiście musiał mi przerwać! 
Warknęłam do siebie, tłumiąc małą złość do kogoś kto zmierza w stronę jaskini. 
Wyszłam na zewnątrz, aby sprawdzić kto łaskawie o tej porze chce mnie odwiedzić. Miejmy nadzieję, że ten ktoś ma poważny powód przybycia tutaj, bo jak nie to... Cofam Wszystko...
-D-Devia? - spytałam lekko zszokowana. - Co ty tu robisz o tak późnej porze?
(Devia? Amir? A może to się okaże Sacra? Albo jeszcze ktoś inny?)

Od Newta

- I to będzie twoje zadanie.
Och nie! Znowu to samo! Stłumiłem jęk i oderwałem wzrok od tego co, jaśniało za skalnym wyjściem, czyli skąpanej w blasku słońca polanie. W ciemnej jaskini było chłodno, powietrze stęchłe, niestety nie można nawet było myśleć o wyjściu z rady, z zwiąsku z czym nie było nawet mowy o upragnionym łyku świeżego powietrza. W tym pomieszczeniu byliśmy uwięzieni od kilku godzin i nie mogłem się doczekać, kiedy wreszcie wypuszczą mnie z tego skalnego więzienia i znajdę się na pełnym słońcu. Bo widoki, ledwie sto metrów dalej, były wyjątkowo pociągające. Po obu stronach wyjścia równiutkie rzędy świerków, za świerkami brzozy, za brzozami ogromne dęby sięgające nieba, w których aż roiło się od zwierząt, krzaki z ostrymi kolcami, rozkosznie pachnąca trawa i wiele innych rzeczy. A po jednej stronie za drzewami i krzakami widać było pas połyskliwego jaśniutkiego piasku, za którym migotał na seledynowo, jak gigantyczny drogocenny kamień, sam Pacyfik!
- Słuchasz mnie, szczeniaku? Halo? Newt, odpowiedz.
Westchnąłem i rysując kilka kresek na ziemi powiedziałem:
- Tak.
Przedsobą miałem mojego instruktora i Venę. Instruktor zerkał na mnie, z tym, że wcale nie z zainteresowaniem, tylko obojętnie, natomiast wpatrująca się we mnie z oczekiwanpatrzącymra, kilkakrotnie pokiwała głową.
- Dobrze. Masz zebrać dla mnie informacje. Wyruszysz jak najszybciej... Ale po zebraniu.
Osatnie zdanie dodała widząc mój ogon tańczący w powietrzu. Super! Wreszcie będę mógł wyrwać się z tego miejsca, choć na chwilę. Zmieniłęm pozycję i mruknąłęm:
- Tak jest. Pani prośba jest moim '***' rozkazem i obowiązkiem.
Powiedziałem co trzeba było i znów wlepiłem ślepia , zafascynowany tym, co dane było mi zobaczyć, a mianowicie kolejny niedokładny szkic. Na ogromnej płachcie materiału zaznaczono góry, doliny oraz ważne miejsca takie jak nijakie centrum czy wodospad. Rewelacja! Nigdy nie widziałem takiego ustrojstwa, bo i gdzie? Wśród plażowego piasku i w konarach drzew? Nie ma szans! A nawet jeśli moja Wataha coś takiego posiadała, to moi ,,cudowni" instruktorzy solidnie dbali bym nie znalazł się w pobliżu takiego cuda.
- A czego pan go nauczył?
Mój nauczyciel, choć niespiesznie, odszedł od jednego z planów, wiszącego na ścianie. On zawsze był czujny i NIGDY nie tracił kontaktu z rzeczywistością. Ja tak. Kiedy coś mnie zaintrygowało odpływałem na całego. Nieraz trzeba było pomachać mi ręką przed oczami bym powrócił z zamyślenia.
- Jest odpowiednio wyszkolony. Mieliśmy mały poślizg z obroną umysłu- tu rzucił mi spojrzenie spode łba i kontynuował.- ale udało nam się to doprowadzić do perfekcji. Nikt nie odczytał jego zamiarów i wspomnień. To tak jakby natknąć się na mór.
Na co ja, przewróciłem oczami. Nie znosiłem tych lekcji. Ale odnosiły skutek. Już cały czas zamykałem myśli nawet we śnie. Wzdrygnąłem się. A dziesięć godzin później, bez żadnych wykrętów i ucieczek wstąpiłem na teren watahy podmuchu wiatru. Szpieg był na miejscu. Powoli zrobiłem kilka kroków....i to był ogromny błąd. W moją stronę biegł już jakiś basior, a u jego boku gnała wadera. A ja bardzo dzielnie dałem nogę. Nie umiałem jasno myśleć. Tyle tu było zapachów. Strażnicy granicy mnie doganiali i BUM! Zderzyłem się z jakąś, białą z czarnymi pręgami, waderą. Wstałem trochę skołowany i wymruczałem przeprosiny. Zaraz potem zderzyły si ę ze mną dwa wilki. Przyciśnięto mnie do ziemi. Brakowało mi tchu. Nademną pojawiły się głowy. Dwie strażników, jedna szarego wilka i ostatnia potrąconej przeze mnie wadery. Był tam jeszcze ktoś ale widziałem go- bądź ją- tylko kątem oka. A świat i tak zaczął się rozmazywać i rozpływać. Wiedziałem, że wpadłem w tarpaty. Postanowiłem, że przy pierwszej okazji wymknę się im. Ale co może zdziałać młody basior, właściwie nadal szczeniak, przeciw pięcioru wilkom? Zacząłem się miotać i Hura! wypuszczono mnie bym stanął na własnych łapach. Podniosłem się i odruchowo się otrzepałem. Byłem otoczony strażnikami na przeciwko czterem wilkom. Wilkom patrzącym bardzo złowrogo.

( Ktoś? Ktokolwiek? Przepraszam, że takie to długie. Porażka mego życia... Ale cóż może ktoś odpisze...)

sobota, 26 marca 2016

Imię: Newt
Wiek: 3 lata
Płeć: samiec
Cechy: gdy się denerwuje przyciąga kilka monet, raczej miły, nie lubi być dotykany, nie lubi za dużego zainteresowania
Rodzina: eee...chyba jakąś ma
Partner:nie ma
Zauroczenie: nie ma
Funkcja:łącznik, goniec
Rasa: wilk fortuny
Jaskinia: 46
Nici na Howrse: far

Od Devii C.D Gizeli

Z samego rana przybyła do nas Szarka z nieznaną mi dotąd waderą. W nocy miałam wizję. Miał nas odwiedzić ktoś niecodzienny, więc z niecierpliwością czekałam na to spotkanie. Amir chyba jednak nie był do końca przekonany. Martwił się, czy za słowem "niecodzienny" nie kryje się ktoś, kto mógłby zagrażać osłabionemu po licznych atakach społeczeństwu.
- Nie bądź taki spięty - powiedziałam do mojego partnera uspokajająco, patrząc na dwie sylwetki majaczące na horyzoncie. - Zrobiłeś się zbyt pesymistyczny. A może będzie tak jak przewidziałam, i wszystko będzie dobrze?
- Wcale tego nie widziałaś. Nie możesz wiedzieć, kto do nas przyjdzie - mruknął ze zmarszczonymi brwiami.
Przewróciłam oczami.
- Po prostu bądź uprzejmy.
Towarzyszem Szarki okazała się być biała wadera z czarnymi pręgami na futrze. Miała niepewny wyraz twarzy i widać było, że obawiała się tego, co może się teraz wydarzyć. Zauważyłam wzrok Amira wędrujący do zakrzepłej krwi spływającej z jej nozdrza. Uśmiechnęłam się serdecznie.
- Witaj - zaczęłam. - Jestem Devia, samica Alfa. To jest Amir, mój partner - przestawiłam basiora, który nadal sceptycznie wpatrywał się w wilczycę. - A ty masz na imię...?
- Gizela - odparła wadera.
- Co się stało? - spytał Amir, marszcząc brwi - Krwawisz.
- A to... to nic takiego. Jeden z waszych członków napadł na mnie, twierdząc, że jestem szpiegiem jakiejś Veny - zamyśliła się ze ściągniętymi brwiami. - Kto to tak w ogóle jest?
- Dowiesz się w swoim czasie - odparł szybko.
Partner spojrzał na mnie wyczekująco. Zajrzałam waderze w umysł.
- Jest czysta.
Oblicze Amira złagodniało nieco.
- Więc... czy mogę dołączyć? - spytała niepewnie Gizela.
- Tak, oczywiście - odparł spokojniej basior.
- Amirze, może oprowadziłbyś ją po terenach? - spytałam.
- Co? Och, tak, nie ma problemu.
<Gizela? A może Amir?
PS Gizela, kocham Twój styl pisania!
#teamGizela!>

Od Gizeli C.D Szarki

Byłam jej bardzo wdzięczna za... No powiedzmy, że... Ocalenie skóry?
-Bardzo Ci dziękuję... Gdyby nie ty... To... - mówiłam zmieszana, lecz tym samym wadera mi przerwała.
-No już, już... Nie musisz. Po prostu poczułam taką potrzebę, aby cię uratować.- posłała mi ciepły uśmiech.
Chciałam odwdzięczyć się tym samy, ale mój uśmiech wyszedł bardziej od "niechcenia".
-A wracając do tematu dołączenia tu... W sensie do Watahy Podmuchu Wiatru...
-Tak?
-Mogłabym tu dołączyć? - spytałam (dla pewności).
Wadera zaśmiała się.
-Jeszcze się pytasz? Oczywiście, że możesz dołączyć, ale tak dla "bezpieczeństwa" wypadało by zapytać Amira.
-Amira? - powtórzyłam, strzepując z siebie resztki piachu i w miarę doprowadzając się do porządku.
-Aaa... No tak... Zapomniałam. - zachichotała. - To nasz samiec Alfa. Jak chcesz to cię do niego zaprowadzę.
Skinęłam głową, po czym ruszyłam za Szarką.
Ruszyłyśmy w głąb lasu, tak jakby na oślep. Ale drzewa wokół nas wcale nie były tak potężne, grube i duże jak tamte sosny, a ich iglaste korony zaczynały się nie tak wysoko. Dlatego w lesie było dużo światła, a miejsce te w ogóle nie przypominało tamtych "części" lasu.
Po jakimś czasie wędrówki wyszłyśmy na polanę, a wiosenne słońce odbijało się na szklistej powierzchni wody - czyli jeziora.
Po drugiej stronie tego, że jeziora stały dwa wilki - jeden był szary, a drugi natomiast biały. Wyczułam, że ten szary to basior, a drugi to natomiast wadera.
-Ooo - stęknęła Szarka. - No nareszcie... To oni. A jednak mój węch nie zawiódł. - uradowała się.
-W sensie? - spytała pośpiesznie.
-Noo... Tam stoi samiec i samica Alfa, chyba tego chciałaś, abym cię do nich zaprowadziła, prawda?
-Yyy... Tak, tak...
Wzięłam głęboki oddech. Powtarzając w głowie całe te monologi i inne debaty, jakie ze sobą toczyłam, nie miały najmniejszego sensu, ani wpływu jak mogą potoczyć się sprawy. Dało się widzieć i poczuć napiętą sytuację watahy. Nie wiadomo jak mnie potraktują, miejmy nadzieję, że nie przywitają mnie tak samo brutalnie jak za pierwszym razem, gdy przekroczyłam mury.
-No to chodź. - uśmiechnęła się Szarka.
Ruszyłam za nią nie spuszczając z oka ich dwójkę. Basior miał groźny wzrok - było już widać, że ma, co do mnie złe przeczucia.
W końcu docierając do nich i stojąc naprzeciwko siebie, zauważyłam ich lustrujący wzrok spoczywający na zaschniętej krwi z nosa, a głuchą ciszę przerywały skrzypienia drzew kołysanych na wietrze.
(Amir? Devia? Szarka?)

piątek, 25 marca 2016

Od Szarki CD Gizeli

Dłuuugo już nie odbyłam rozmowy z innym wilkiem - myślałam spacerując z nadzieją że znajdę kogoś z kim mogłabym porozmawiać. Ostatnio działo się ze mną coś dziwnego. Moje zmysły wyraźnie się wyostrzyły. Słyszałam, widziałam, czułam więcej smaków, zapachów niż kiedykolwiek. Ale ta raczej zaleta mi nie przeszkadzała. Np. Teraz. Usłyszałam jakieś warczące wilki 500 metrów (czyli pół kilometra) dalej! A że od Sokoła nauczyłam się latać z prędkością światła, to przeleciałam tę odległość w 15 sekund i gwałtownie wylądowałam przy basiorze, który warczał na nieznaną mi jeszcze waderę. 
-Zostaw ją - warknęłam i nie przestawając tego robić zaczęłam podchodzić do basiora, który równo ze mną zaczą się cofać (trochę jakbym przesuwała go bez dotykania go. Nice XD). Inne wilki i ten zły basior uciekli. Bez dłuższego namysłu podeszłam do wadery. 
-Nic Ci nie zrobili? - spytałam z troską 
-Nie, dzięki. Myśleli że jestem szpiegiem jakieś Veny, czy coś. 
-Taaa... Normalne. Vena Ayra to była samica Alfa. Została wygnana za nie wypełnianie obowiązków. Chciała się zemścić. Ale teraz już nie żyje. 
Wadera wstała. 
-A wiesz może gdzie jest Wataha Podmuchu Wiatru? 
-Jeszcze sie pytasz?? Jesteśmy na jej terenach (na Pustkowiu Towy byłyśmy). Chcesz do niej dołączyć? 
-No miałam... 
-A no tak! Maniery XD! Jestem Szarka, a ty? 
-Gizela 

<Gizelo?>

Od Lapiz CD Cobalt

Spojrzałam w stronę, którą wskazywał basior. Biegł tam słodki, biały króliczek. *Burrr* mój żołądek się odezwał, a Cobalt się zaśmiał.
-Masz ochotę pójść na borówki?-spytałam z nadzieją w głosie. Nie chciałam iść sama po ciemku.
-Ohh, nie chce mi się-basior stęknął i położył się na plecach. Spojrzałam się na niego i zobaczyłam ranę na jego klatce piersiowej.
-Co ci się stało?-spytałam zdziebko przerażona. Rana wyglądała na poważną.
-To? To nic takiego. Tylko strzałą dostałem.-machnął łapą
-Nic takiego? To poważna rana! Może wdać ci się tu zakażenie.-wyjęłam ze skarpety gazik i wodę utlenioną(nie pytaj skąd tyle tego mam xd)-Muszę ci to opatrzyć, chyba że chcesz poważnie zachorować-powiedziałam siadając bliżej z 'narzędziami'
-Ale to będzie bolało-zaskomlał. Westchnęłam i wylałam trochę wody utlenionej na gazik, po czym przemyłam nim ranę samca, na co ten syknął. Nałożyłam jeszcze bandaż i usiadłam obok zadowolona.
-Dzięki..-powiedział
-To teraz idziemy na borówki-odparłam radośnie i podreptałam w kierunku lasu. Usłyszałam westchnięcie basiora, a następnie kroki. 

<Cobalt? Mam nadzieję, że z twoją raną lepiej  A króliczek taki śliczny, że szkoda go jeść c:>

Od Gizeli

Głucha ciemność... Ciemność pochłaniająca wszystko... Wszystko... Wszystko zostało pochłonięte...
-Wiesz, co masz robić! - te słowa odbijały się echem w mojej głowie. - Masz zniszczyć! Zabić! Wymordować!
-To mój obowiązek! - krzyknęłam dumnie.
-Jeszcze raz, bo nie słyszę!
Wzięłam głęboki oddech i z całych sił wykrzyczałam:
-To mój ch*lerny obowiązek! Moje zadanie! Wymordować!
Na te słowa z ciemności wydobył się szyderczy i zmysłowy śmiech.
-Dobrze. Tak trzymaj, a teraz ruszaj... Ruszaj! I przynieś ze sobą zniszczenie!
A następnie wszystko zaczęło mi wirować. Wirować po czym rozpływać...
I wtedy otworzyłam oczy... Zaczęłam szybko i gwałtownie łapać powietrze, analizując sen... Jawę, albo jakieś wspomnienie...
-Co to było? - szepnęłam do siebie, wstając i otrzepując się z piachu.
Rozejrzałam się po terenie na, którym się znajdowałam. Był to las, gdzie otaczały mnie same brzozy.
Dopiero po chwili zorientowałam się i zaczęłam sobie przypominać cel mojego przybycia do tego miejsca. Miałam dołączyć do watahy. Watahy Podmuchu Wiatru, lecz aby tam się dostać musiałabym znaleźć alfę, a sądząc po zapachu nawet nie przechodził tędy jakikolwiek wilk.
Dobra, przychodzi w życiu taki moment, aby podjąć decyzję dzięki intuicji. Wybrać lewą, czy prawą ścieżkę? Jedna z nich musi doprowadzić mnie do celu, a więc... To musi być... Lewa... Trudno, raz się żyje.
No, a więc tak też ruszyłam krętą ścieżką, która wiła się między drzewami prowadząc w głąb lasu. Brzozy zaczęły znikać między sosnami, które nienaturalnie były o wiele, wiele większe. Pojawienie się tych zmutowanych sosen okolica nabierała dzikości. Ziemia w porównaniu do tamtej (znajdująca się między brzozami) była wilgotna, mieszała się z liśćmi i starymi patykami tworząc błoto.
Po jakimś czasie ścieżka zaczęła robić się stroma, aż w końcu szybszym krokiem doszłam do wielkiego przewalonego drzewa. Nie dało się go obejść na około, ponieważ tuż przy dwóch końcach zwisały pnącza i rosły nie przyjemne z wyglądu krzaki z cierniami. Nie pozostało mi nic innego jak tylko to przeskoczyć. Drzewo było olbrzymie, żadne te z lasu nie mogło się równać z jego wielkością.
To będzie wymagało wysiłku, aby chociażby skoczyć, no ale...
Ostatnie kilka metrów pokonałam biegiem i wzbiłam się w powietrze. Poczułam dreszczyk ekscytacji - jak przy każdym stracie do takiego skoku. Odbiłam się od ziemi, a następnie chwytając pazurami o korę drzewa wzniosłam się coraz wyżej, a pęd powietrza targał moją sierść. Kucnęłam, zgrabnie lądując na ziemi.
Nim zdążyłam się przyjrzeć zupełnie nowej okolicy, uderzyła we mnie wielka fala zapachów. Zapachów wilków, nie mogłam się chociażby na jednym skupić, gdyż było ich tak wiele... Widocznie jest tu spora liczba wilków, a to oznacza jedno - znajduję się na terenie watahy. Mimo tego nie mam pewności, czy to ta, której szukam.
Odwróciłam się chcąc spojrzeć jeszcze raz na te olbrzymie drzewo, lecz ku mojemu zdziwieniu drzewa nie było, ale był za to olbrzymi mur.
Najwidoczniej mur był ukryty pod zaklęciem przypominającym olbrzymie przewalone drzewo - sprytne.
Ruszając dalej, odprowadziło mnie kilka zdumionych spojrzeń należących do...
-Ał! - zaskomlałam czując jak ktoś rzucił się na mnie, przygwożdżając mnie do ziemi.
-Kim jesteś?! - warknął napastnik.
Zaczęłam się wyrwać, a nieznany mi wilk chciał wymierzyć we mnie cios, gdy to ja odruchowo odskoczyłam, na tyle gwałtownie, upadając z dwojoną siłą na ziemię uderzając pyskiem o głaz. Z nosa ciurkiem poleciała mi krew.
-Pytam, kim jesteś?!- warknął po raz kolejny wilk, rzucając się na mnie powtórnie. Dałam za wygraną, ponieważ wiedziałam, iż jak będę próbowała walczyć tym bardziej się wkopię.
-Nie jestem wrogiem! - odpowiedziałam przez zęby.
-Czyżby? Nikomu się nie udało przeskoczyć przez mur! Jesteś szpiegiem Veny?! Odpowiadaj! - przydusił mnie jeszcze bardziej.
-Kogo? - zakasłałam.
Wilk, a tak dokładniej to basior, zaśmiał się kpiąco. Temu wszystkiemu przyglądało się jeszcze kilka wilków.
Wow, niezłe show się z tego zrobiło, które nie zwiastowało nadejścia lepszych efektów.
-Udaje, że nie wie o, co chodzi. To na pewno jej szpieg. - odezwała się jakaś wadera z szyderczym uśmiechem.
-Zaprowadźmy ją do alfy! - odezwał się kolejny głos.
-Nie! Po co? Lepiej ją zabić tu i teraz.
Na te słowa doszło do głośnych dyskusji na ten temat, w końcu nie wytrzymałam.
-Dosyć! Przecież mówię wam! Nie jestem żadnym szpiegiem! - krzyknęłam.
-To się okaże! - wysyczał mi do ucha ten sam basior.
(Ktoś? A tak właściwiej to ten brutalny basior, co pokłada moją na ziemi ;b
Liczę na ciekawe rozwinięcie akcji)

Od Ember CD Melody

Future mnie dogonił. Przekoziołkowaliśmy parę metrów. Gdy się podniosłam zauważyłam zgromadzenie w centrum. Postanowiłam, że pójdziemy. To może być ważne.
-Chodź.- powiedziałam do basiora.
On również zauważył zbiegowisko. Teraz powoli bez cieni zabawy, a wręcz podejrzliwie zamierzaliśmy w stronę serca watahy.
-NIE DAJCIE JEJ DOKOŃCZYĆ!
I właśnie wtedy ukazała się scena, którą widziałam mnustwo razy w życiu. Jednak za każdym razem miałam mieszane uczucia. Część mnie po ojcu domagała się jeszcze. Była to część wilka śmierci. Natomiast nowy skrawek Ember, który rozpaczliwie próbowałam utrzymać, mówił szkoda i czy to było koniecznie. To była starsza siostra Cobalta. Ale co się wydarzyło? Zamordowali Dante. Amir się wściekł. Ale nie z powodu jej śmierci. On ją żądał. Złościł się bo atakowali naszą rodzinę. Szczerze mówiąc niestety postąpiłabym tak samo... No prawie...
-Zabić.
To słowo wyrwało mnie z zamyślenia. Właśnie jakiś wilk przekonywał naszego lidera by nie mordować jeńców. Po pewnym czasie zgodził się ich strącić do lochu. Odetchnęłam. Mimo, że uwielbiałam duchy to nie potrzeba było zabijać wadera i dzieci. Usłyszałam też, że chcą zrobić arenę. Nie wiem czemu od razu wzięłam ołówek. Zaczęłam określić linie. Patrzyłam na moje łapy. Nie wiedziałam czemu to robią. Jakby czynił to inny wilk! Zaraz potem dowiedziałam się nad czym tak pracują. Przeraziło to mnie. Szkicowały arenę. Arenę śmierci...

( Amir? Future? Ktokolwiek? : optymistyczny akcent na zakończenie xd)

czwartek, 24 marca 2016

Od Melody CD Amira

Patrzyłam na tę scenę z kamienną twarzą. NIe czułam ani smutku, ani radości. Vena zasłużyła. Ale ja wprost nie cierpię patrzeć na czyjąś śmierć. Gdyby to nie była Vena, tylko ktoś z mojej rodziny to stanęłam bym w jego obronie. Amir poszedł rozmawiać z Amonem. Tylko jakiś mi basior nieznany podszedł do niego i powiedział:
- Amirze. A co z jeńcami? Kobiety i dzieci?
- Zabić
- Amirze. Ale to są niewinne stworzenia. Rozmawiałem z nimi. Były pod wpływem zaklęcia Imperius, które tylko magowie znają. Służy do kontrolowania umysłu. A poza tym szczeniaki nie poradzą sobie bez matek, a co Ci takie szczenie zrobi? Które nie chodziło do szkoły ani nie ma kierunku wykształcenia? - powiedział basior
- Dobra. Do lochu z nimi. Na razie zostaw je przy życiu. Później zdecyduję co z nimi zrobić.- powiedział i machnął łapą na znak, że basior ma sobie iść.
- Tak jest.- odpowiedział wilk
Potem pobiegł do lasu. Amir wszedł do jaskini z Amonem.
<Amir. Uchyl rąbka tajemnicy o tam się działo.>
Imię: Gizela - nie jest to jej prawdziwe imię, ale docierając do jej dawnej watahy musiała zmienić imię i tak pozostało. Natomiast jej prawdzie imię brzmi: Lady Lavena (dla tych zainteresowanych)
Wiek: 3 lata
Płeć: wadera
Cechy: Gizela to jedna wielka chodząca tajemnica, skrywająca niejedne te "złe" sekrety.
Jest introwertyczką, to znaczy, że ma skłonność do zamykania się w sobie i nie zawsze ujawniania swoich myśli i uczuć. Ma wielką pewność siebie i dużą dozę zdecydowania. Nie stara się błyszczeć, a nawet wykazuje pewną nieufność wobec wilków, które próbują za wszelką cenę przyciągnąć uwagę. Stara się unikać kontaktów ze zbyt ciekawskimi wilkami, gdyż nie lubi jak ktoś chce w jakikolwiek sposób wmieszać się w jej życie - i te przeszłe i teraźniejsze.
Mając dużą inteligencję i siłę fizyczną czyni ją groźnym przeciwnikiem w walkach i nie tylko...
Gdy się z czymś nie zgadza bardzo ostro się przeciwstawia, wtedy akurat mimo jej małomówności ma zacięty język i potrafi powiedzieć bardzo dużo nie przyjemnych słów.
Każde zlecenie spełni najlepiej jak będzie potrafiła.
Skrywa pewną tajemnice, o której z pewnością nie może wiedzieć żaden wilk z watahy.
Rodzina: Niestety nie pamięta jej...
Partner: brak
Zauroczenie: Nie po to tu przybyła, aby się za kimś oglądać.
Funkcja: Posłaniec, jest także świetnym magiem, ale pogłębiającym się tylko w czarnej magii.
Rasa: Wilk Gwiazd
Kult: 北, 黑暗
Jaskinia: nr. 46
Nick na Howrse: Lady Rozen

Od Amira C.D. Mel

Melody krzyknęła, że wojownicy są gotowi.
- Atak! - zawołałem tylko zduszonym głosem, podczas gdy Vena wgryzła mi się w kark. Dwie armie ruszyły na siebie, tymczasem ja i była Alfa gryźliśmy się i drapaliśmy. Walka była nierówna; mimo tego, że byłem od Veny dużo starszy i nie tak energiczny jak kiedyś, siły nadal mi dopisywały, miałem także przewagę wzrostu. Aby nie komplikować sobie życia, jak to mam niestety w zwyczaju, wyczarowałem sobie skrzydła i atakowałem z góry. Dante widocznie opadała z sił. Pchnąłem ją na drzewo.
- I po co ci to było, Ayra? - spytałem idąc w jej kierunku, kręcąc głową z dezaprobatą. - Mogłaś dostosować się do rozkazu.
- Nikt nie będzie mi rozkazywał! - warknęła dysząc ciężko.
Zaśmiałem się.
- No cóż, więc teraz masz to, czego chciałaś. Wojnę? Nie. Cierpienie - warknąłem przyduszając ją za szyję do pnia, aż zaczęła się krztusić. - Myślisz, że jestem okrutny? Masz świętą rację. Powinnaś wiedzieć, że nawet moja anielska cierpliwość ma swoje granice. Atakując moją rodzinę, zrobiłaś krok za daleko. Wiesz już, co potrafię. Znasz mnie od urodzenia, opiekowałem się tobą, uczyłem cię, byłem twoim mentorem, a ty tak mi się odwdzięczasz? Jestem okrutny, i będę jeszcze bardziej - to mówiąc puściłem ją, a ona desperacko zaczęła wciągać powietrze, jak topielec, któremu woda zaczyna wypełniać płuca.
Kiedy skończyła kaszleć, wychrypiała:
- Ty nic nie rozumiesz...! Ona mnie zabije!
- Nie obchodzi mnie, co  mówisz - rzekłem pogardliwie, odwracając się - A, i nie masz racji - ja to zrobię.
Z triumfalnym uśmiechem kiwnąłem na jednego ze strażników, którzy czekali nieopodal. Pochwycili Dante i powlekli ją za mną.
Wilki Veny, widząc swoją przywódczynię pokonaną, schodziły mi  z drogi. Doszliśmy do centrum watahy. Zgromadzone wilki patrzyły na nas z lękiem. Pierwszy raz egzekucja odbędzie się tutaj, nie na Wzgórzu Prawdy. Chciałem, aby zobaczyło to jak najwięcej osób.
W centrum znalazła się cała wataha, znalazło się także parę osób z grupy Ayry. Z satysfakcją dostrzegłem także Amona, stojącego z zaciśniętymi zębami.
- Zebraliśmy się tu - zacząłem głośno, aby każdy mógł mnie usłyszeć - aby pomścić przelaną krew naszych braci! Dziś odpowie za to była Alfa Watahy Podmuchu Wiatru, wygnana za ignorancję i samolubność! Ja, Amir, Alfa Watahy Podmuchu Wiatru, skazuję ciebie, Veno Ayro, na śmierć!
Z tłumu rozległy się krzyki i wiwaty, widziałem jednak także zlęknione twarze. Właśnie to powinni teraz czuć.
Strach.
Teraz czas wcielić mój plan w życie. Skinąłem na Amona.
- Podejdź - kiwnąłem głową.
Basior podszedł z kamiennym wyrazem twarzy. Podałem mu sztylet. W jego oczach zobaczyłem niezrozumienie, a następnie szok.
- Zrób to. - powiedziałem twardo.
- Nie... - cofnął się o krok, kręcąc głową. - Nie możesz... nie zrobisz tego.
- Owszem, zrobię. Czyń swoją powinność - powtórzyłem.
Amon zacisnął zęby i wziął ostrze, robiąc ostrożny krok w stronę skazanej. Dante popatrzyła na niego dumnie, z podniesioną głową. Podszedł do niej niepewnie.
- Dalej! - warknąłem.
Chwilę zawahał się, po czym rzucił się w moją stronę. Zamachnął się i przeciął mi nożem pół twarzy, idąc od czoła, koło oka i przez nos, aż po kości policzkowe.
- Straż! Weźcie go! - krzyknąłem, łapiąc się za ranę. Natychmiast kilku strażników złapało go i pociągnęło w stronę Wzgórza Prawdy.
- Black! - zawołałem.
- Nie ma go tutaj. Jest ranny, medycy zabrali go do jaskini - odezwał się ktoś.
- Ja to zrobię - powiedziała Sacra. Uniosłem brew, jednak skinąłem głową i podałem jej nóż. Z obojętnym wyrazem twarzy podeszła do Veny i przystawiła jej ostrze do gardła.
- Nic nie rozumiecie! - warknęła Dante. - Jesteście głupcami! Merie Zuma tu...
- NIE DAJCIE JEJ DOKOŃCZYĆ! - wrzasnął ktoś przeraźliwie wysokim, piskliwym głosem.
Sacra, zaskoczona krzykiem, jednym szybkim ruchem podcięła waderze gardło.
Krew trysnęła, obryzgując wilki stojące najbliżej. Jakieś szczenię pisnęło, ktoś inny gwałtownie wciągnął powietrze. Misue oszołomiona stała, z białym futrem splamionym szkarłatną krwią, oraz ciałem u jej nóg. Zapewne czuła się winna, że zadziałała tak impulsywnie, nie dając skończyć waderze. W końcu może miała do przekazania coś ważnego.
Sam zastanawiałem się nad piskliwym wrzaskiem, który przerwał wypowiedź Ayry. Otrzepałem futro z krwi, po czym nieśpiesznie, ze spokojem wymalowanym na twarzy, ruszyłem w stronę Wzgórza Prawdy. Musiałem przebyć z synem poważną rozmowę.
- Amirze, co z jeńcami? Kobiety i dzieci? - spytał ktoś biegnąc koło mnie.
- Zabić.
<Melody, Party, ktokolwiek?>

Od Sacry C.D Si

Uśmiechnęłam się zadziornie.
- No więc? Masz zamiar coś zrobić? - przymrużyłam lekko oczy.
Basior wydawał się lekko oszołomiony, więc tylko zaśmiałam się perliście.
- Nie jesteś zbyt gadatliwy, co?
Si otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, jednak przerwałam.
- No, ale ja tutaj gadam i gadam, kiedy... mam tu taki materiał - mówiąc co okrążyłam jego sylwetkę, lekko muskając go ogonem i przygryzłam jego ucho. Następnie pocałowałam go długo i pchnęłam w głąb jaskini.
<Si? Sorry że tak długo, trochę mnie nie było ;p może masz ochotę się rozpisać? :D chętnie poczytam>

Od Cobalta CD. Lapiz

Popatrzyłem na waderę. Wyglądała jakby nie wiedziała co że sobą zrobić. Ciekawe dlaczego. Przecież jest dużo wilków mieszańców... AAA... Wreszcie zrozumiałem. Jej chodzi o wilka śmierci! Musiałem mieć chwilę by załapać. Dla mnie to nie było nic złego i nienormalnego. Przecież on był wilkiem śmierci...
- Przecież nie ma w tym nic złego. No prawie...- oddawałem się i uśmiechnął em.- Ale ciekawe połączenie. Wilk natury i śmierci.
Lapiz popatrzyła się na mnie. Znów miała ciemno-fioletowe oczy.
- Tak?- była zdziwiona.
- Mój tato był wilkiem śmierci.
Położyłem głowę na łapach. Waderę jakby zatkało. Zaraz potem otrzepałem się i spojrzała na skrzydło. Praktycznie nic mu nie dolegało. Białe pióra jak u anioła były trochę ukazane krwią. Były podobne do skrzydeł mojej siostry Ember... Zorientowałem się, że moje tak dobrze się nie prezentują. Nietoperzowe i podziurawione przylegały do moich boków. Popatrzyłem w gwiazdy. Patrzyły na nas spokojnie jak obserwatorzy z innego świata.
- Ale czasem domieszką innej rasy się przydaje- zacząłem.-Jeden wilk krwi zabił potężnego...O ! Patrz, królik!

(Lapiz?: sorry nie miałem pomysłu na zakończenie...jestem w jednym kawałku! Hura! No przynajmniej cieleśnie...)

Od Picallo

Wszedłem do mojej jaskini. Byłem dopiero na progu, ale zdążyłem zobaczyć jej wnętrze. Jaskinia ta ma wiele strumyków jak i małych wodospadów, dookoła jest zielono. Ciągnie się ona przed siebie, a na górze ni widzę co się znajduje, ponieważ jest tam coś w stylu " czarnej otchłani", przynajmniej tak wyglądało. 
Zastanawiam się kto jest moim współlokatorem, wiedziałem tylko, że to wilczyca o imieniu Sunset. Jestem bardzo jej ciekawy. " Może to jakaś wredna wilczyca? " pomyślałem. 
Zrobiłem parę kroków do przodu, ale już zdążyłem się wywrócić i wpaść do wody. Nagle zobaczyłem niedaleko jednej ze skał a strumieniem sylwetkę, była jednak za daleko, abym ujrzał jak wygląda dokładnie. Wstałem i spytałem ze lekkim zdziwieniem patrząc w tamtą stronę:
- Kto to? 
Jednak sylwetka się oddaliła. Ponownie spytałem:
- Ktoś tu jest?

< Sunset mogłabyś dokończyć? >

Od Lapiz CD Cobalt

Patrzyłam w stronę lasu za odchodzącym basiorem.

-To ja pójdę jej poszukać-powiedziałam do Sandiasa
-Okej, pa- uśmiechnął się i odszedł

Skierowałam się na północ. Błądziłam po lesie, kiedy wyczułam jakiegoś wilka. Z nadzieją, że to Amber ruszyłam truchtem w tamtym kierunku. Gdy byłam już nie daleko zobaczyłam wilczą sylwetkę zmierzającą ku górom i... wygłodniałego niedźwiedzia. Kiedy przedstawiciel, bądź przedstawicielka(nie byłam w stanie tego wtedy określić)mojego gatunku, wspiął się na pagórek, niedźwiedź ruszył biegiem na niego. Przez pierwszą sekundę stałam w bezruchu, jednak szybko się ocknęłam i machnęłam energicznie skrzydłami, w taki sposób, że szarżowałam teraz z prędkością geparda na niedźwiedzia. Mój wilk zabójca dał o sobie znać. Rzuciłam się na miśka grizzli, a kątem oka spojrzałam na zdziwionego wilka. Było ciemno i trudno było mi go rozpoznać, ale na pewno był to samiec. Skupiłam się już na brązowym zwierzaku przede mną, który drapnął mnie w lewe skrzydło. Moje oczy momentalnie zalśniły krwisto czerwoną barwą, a ja oddałam wodze zabójcy. Gryzłam i szarpałam. Już miałam zadać ostateczny cios, ale potulny wilczek natury wygonił zabójce. Moje oczy znów przybrały barwę martwego fioletu. Wyjęłam bandaże ze skarpety i opatrzyłam miśka. Zaciągnęłam miśka do najbliższej jaskini i wróciłam do basiora.

-Nic ci nie jest?-spytałam z troską
-Nic, poza tą strzałą-wymusił uśmiech.

Chwila, znam ten głos.

-Cobalt?-spytałam
-Tak-odparł i wrócił do wylegiwania się-Czemu pomogłaś temu niedźwiedziowi? Przecież chciałaś go zabić...-spytał patrząc w dal
-To dlatego, że jestem mieszanką-westchnęłam i zajęłam się swoim rannym skrzydłem
-Co masz na myśli?-spytał na mnie swoim pytającym wzrokiem, kiedy skończyłam bandażować swoje skrzydło i usiadłam obok
-To, że w połowie jestem wilkiem Natury, a w połowie wilkiem Śmierci-to drugie dodałam ciszej i spojrzałam się na swoje łapy.

<Cobalt?Dziękuję tak w ogóle>
Imię: Picallo
Wiek: 2, 5 roku
Płeć: Basior
Cechy: Waleczny, odważny, zawsze walczy do ostatniej kropli krwi, nie poddaje się. Jest bardzo wysportowany. Jest bardzo zwinny oraz szybki, wykazuje się również ogromną siłą.
Rodzina:
- Brak informacji
Partner:
- Brak
Zauroczenie:
- Na chwilę obecną nikt.
Funkcja:
-Wojownik
Jaskinia:
-Jaskinia nr. 14
Rasa:
Wilk Nocy & Wilk Ognia
Nick na Howrse: .NIKA.
Inne zdjęcia:

Podczas Burzy...


Jego kolory sierści.

wtorek, 22 marca 2016

Od Ember CD.

Zeszliśmy z górki. Chwilowe zawieszenie bitwy. Nie wiem kto to wymyślił, ale mi się podoba. Bardzo zmęczona weszłam w dół, w dolinę. Smoka ani śladu. Cobalta jako wilka również. W sumie nie dziwię się, że chce odpocząć. Dostał mnustwo strzał wbitych w łuski...
- Daliśmy radę.- odezwał się Future.
Stał u mego boku i patrzył na pole bitwy. Na ziemi było mnustwo śladów łap. Obecnie mnustwo wilków wspinało się po ścianach wgłębienia w stronę lasu. Było też dużo rannych. Medycy właśnie im pomagali. Na szczęście chyba nikt nie poległ. Obok mnie zwycięsko mazerował Kolumb. Zaraz potem rozpłynął się w powietrzu, zostawiając jedynie krzyk zwycięstwa- Victoria!
- Wracamy do lasu mgieł.
Przytuliłam się. Zaraz jednak drgnęłam i podniosłam głowę.
- Wiesz co?
- Nie...
- Berek! Nie dogonisz mnie!
Pognałam w stronę lasu. Mój partner po chwili zastanowienia, podążył moim szlakiem. I uśmiechnął się delikatnie.

( Future?: zostajesz w tyle! Dogonisz mnie?  )

niedziela, 20 marca 2016

Od Cobalta CD Lapiz

Musiałem chwilę odpocząć. Strzała przeszkadzała ruchom mięśni. Pasłęk w zarośla. Położyłem głowę na łapach i dyszałem. Nadal byłem jako smok. Rozłorzyłem skrzydła. Zwykle miła czynność teraz stała się torturą. Jednak żyłem. Strzała wbita w pierś przebiła się w okolice serca. Bolało jak diabli. Jednak nie chciałem się wycofać. Zamknąłem oczy i ogarnęła mnie ciemność.
Gdy się obudziłem mało nie zemdlałem i nie powróciłem do świata snów. Leżałem jako wilk. Ledwo żyjący basior. Nareszcie przemiana. Nie potrafiłem nad nią panować. Na szczęście to jeszcze nie koniec. Czułem, że za kilka godzin będę mógł wstać i chwilę pochodzić. Jednak martwiła mnie jedna rzecz. Następna przemiana w smoka może mnie kosztować życie. Czułem, że moje duchy powoli znikały. Została ich mała ilość a ja i tak nie mogłem przywołać Medyka. Ba! Nawet kure, choć taka mala nie mogłem sprowadzić z zaświatów. Nice. Po prostu cudownie.
W pewnym momencie usłyszałem głosy. Był to głos wadery i basiora. Nagle ich zobaczyłem. Rozmawiali a wadera pobierała głowę. I wtedy mnie zauważyła. Podbiegła i spojrzała z góry.
- Co tu robisz?
- Dokładniej? Staram się nie wyzionąć ducha- uśmiechnąłem się blado.- Ale się nie przejmujcie. Idźcie w inne miejsce. Przecież zwłoki i zdeformowane ciała to nienajlepsza scenaria na pierwszą randkę.
Uśmiechnęła się. Podniosłem się powoli. Patrzyłem na Sandiasa i Lapiz. Wyszczerzył em zęby. Odkuśtykałem . Czułem na sobie spojrzenia. Zerknąłem za siebie. Wilki patrzyły na mnie. Basior z ulgą jakbym przerwał krępujący moment lub dał nowy temat do rozmowy. Wadera z zainteresowaniem. 
- Pa Lapiz.Pa Sandiasa.- mrugnąłem.
- Pa...
Ruszyłem i już miałam zniknąć w zaroślach kiedy wadera znów się odezwała. 
-Jak masz na imię?
Pytanie mnie zdziwiło. Kogo go obchodzi?
- Cobalt.
Zionąłem w zaroślach. Kierowałem się w stronę gór. Miałem wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Po przekroczeniu lasu byłem pewny. I wiedziałam też, że to była jedna osoba. Weszłem na pagórek i spojrzałem w niebo. Zaczynało się ściemniać. Rozłorzyłem skrzydła. Ile ja bym dał żeby być tam w górze...
( Lapiz? : witaj w watahę! Nie musisz mnie śledzić. Może to być np. wściekły niedźwiedź albo Amora... Bez różnicy. Oba osobniki potrafią rozszarpać mnie na strzępy.Jeszcze raz Cześć!)

Od Cobalta CD. Rity

Rozłorzyłem skrzydła. Choć kosztowało mnie to sporo energii, wystartowałem. Nie czułem już niczyich spojrzeń. Leciałem, leciałem i nagle zobaczyłem coś co mnie zmroziło. Rita powoli szła. Obok niej dwa wilki- Amon i Dante. Wadera ciągnęła za sobą torbę. Z niej wystawał mały ogonek! Miała szczenięta. Czyli wypadało by sprawdzić czy wszystko ok. Party mnie o to zadręczał. Czy nie widziałeś Rity? Wiesz gdzie jest Rita? Poszukiwana wadera!
Wylądowałem niezgrabnie przed nią. Szybko się otrzepałem i zanim jaki kolwiek wilk ze zgromadzenia coś powiedział, zapytałem.
- Nic ci nie jest?- szczerze się zmartwiłem.- Czy szczeniaki przeżyły? 
Zacząłem ją oglądać. Kilka niegroźnych zadrapań. I nagle coś do mnie dotarło. Obok stała Dante. Zawarczałem. Zwróciłem się do niej.
- Porywacz nasze wilki?!? - wprost kipiałem ze złości. Zwykle nie przywiązuje się do wilków. Ale ci byli inni. Zaakceptowali kim byłem. Byli moją rodziną!
- Spokojnie- Rita złożyła delikatnie moje skrzydła. (Skąd one mają tyle dziur?!)-Najpierw trzeba powiadomić Amira. 
Skończyło się na tym, że wysłałem moje kruki. Poleciały w noc i tyle je widzieliśmy. Wytłumaczono mi wszystko. Moje oczy były jak spodki. 
- Czyli najpierw cię porywają a potem sprawdzają skąd jesteś.
- Mniej więcej tak.
- Czyli na zasadzie- ,,Czy mogę ich zabić, a jeśli okaże się, że to przyjaciele przeprosze?".
Wszyscy wybuchnęli śmiechem...

(Rita? : dziękuję, że mogłem napisać CD.)

Od Rity- Ni ma mnie

Po bardzo męczącym porodzie zemdlałam. Niestety 5 szczenię nie przeżyło. Spałam 4 godziny. Obudziłam się na stole operacyjnym. Moje szczenięta zostały powieszone, nie tak na linach tylko za łapy. Obok mnie stała Dante i Amon... Nie chciała mnie zabić. Rozmawiali. 
- Obudziłaś się już?- zapytał Amon z pogardą
- Oddajcie moje szczenięta!- krzyknęłam- Dante, Zostaw je!
- Dobrze, ale nie chce juz walczyć... Musicie wybaczyć mi to co zrobiłam.- powiedziała Dante
- Wypuść moje szczeniaki, błagam!
- OK, nie drzyj się! - krzyknął Amon
Oddali mi szczeniaki,
-Oddajcie mi też to martwe.- powiedziałam
Dali mi też moje martwe. To była waderka, nie wykształciła głowy.
-Dajcie jej jakąś torbę.-powiedział Amon
Dali mi torbę i włożyłam do niej szczeniaki. Martwe owinęłam w kołderkę, którą miałam pod szyją. Razem z Dante i Amonem powlokłam szczenięta do watahy. Spotkaliśmy Melody i Xenię.
- Rita!?Boże! Gdzie ty byłaś!?- zapytała
- Idź teraz powiadom Amira! Wiesz. Nie mów nikomu, że jej pomagamy...
<<Melody? A może Amon?Albo Amir? Albo nawet Cobalt>>

Od Party do Amir

Przerwa w bitwach się skończyła. Wojska znów miały wkroczyć na pole walki. Zapomniałem całkowicie o Ricie, która urodzić miała 1 dzień temu. Więc pobiegłem;
-Rita?- zapytałem wchodząc do jaskini
Ale jej nie zastałem, nikogo. Tylko zakrwawioną poduszkę na, której pewnie rodziła. 
- Gdzie jesteś?!- zapytałem z rozpaczą
- Party? Co się dzieje?- zapytała Mel- przechodziłam i usłyszałam twój głos. Gdzie Rita?
- Nie wiem! Zapomniałem, że wczoraj miała rodzić!
- Chodźmy do Amira...- powiedziała Melody
Poszliśmy do Amira. Melody poszła do domu
- Party? Znowu Dante?- zapytał z przyłożonym do głowy okładem
- Rita zniknęła!!!- krzyknąłem- Nikt jej nie widział?
<<Amir? Nie nudzisz się?Odpisz! Prosię!>>

Od Lapiz

Powoli podnosiłam swoje łapy by po chwili postawić je kawałek dalej na brzegu Morza Siedmiu Braci. Woda delikatnie muskała moje kończyny z każdym przypływem, a troszkę dalej z przyjemnym szumem, rozbijała się o zamszone skały. Nie wzeszłe jeszcze do końca słońce, rzucało delikatne promyki na skryty w cieniu brzeg. To wszystko dopełniała bryza, która 'przebiegała' przez mój grzbiet. W końcu dotarłam do celu, a mianowicie wielkiej skały. Ten wyrośnięty kamień pokryty miękkim mchem, znajdował się troszeczkę od brzegu. Cofnęłam się i wzięłam rozbieg po czym wskoczyłam na skałę. Położyłam się tak, że głowa spoczywała na łapach, a skrzydła były rozłożone. Uwielbiam tu przychodzić i patrzeć na wschód wielkiej gwiazdy. Mogę tu w spokoju pomyśleć, ostatnio trochę się wydarzyło, więc miałam o czym. Dołączyłam do watahy i poznałam parę wilków. Po chwili rozmyślań postanowiłam przejść się z jedną z nowo poznanych wader. Ruszyłam w kierunku 14 jaskini, tam znajdę Amber. Jest nieśmiała i tajemnicza, ale bardzo ją polubiłam i chciałabym się z nią zaprzyjaźnić. Już po chwili truchtu dało się słyszeć szum wodospadów, a teraz są już dobrze widoczne. Przedarłam się przez okryte cieniem zarośla i weszłam do jaskini. 
-Amber!-zawołałam wilczyce, jednak nie było odzewu.
Zamiast niej pojawiła się Sunset, która jest jej współlokatorką.
-Hej Lapiz-powiedziała z uśmiechem
-Witaj Sunset-odpowiedziałam waderze i odwzajemniłam uśmiech-Wiesz może gdzie jest Amber?-spytałam
-Tak, zgłodniała i poszła coś upolować
-Dzięki, ja będę już iść-odparłam pokazując kiełki-Pa
-Pa
Wyszłam z jaskini i skierowałam się do pobliskiego lasu, w poszukiwaniu młodej wadery. Szłam przez zarośla, gdy na kogoś wpadłam, co spowodowało mój upadek. Leżałam z rozłożonymi skrzydłami i wtedy usłyszałam ten głos.
-Sorka nie zauważyłem cię-powiedział rozbawiony basior. 
Spojrzałam w jego oczy, w których zobaczyłam szaleństwo i radość.
-Nic się nie stało
Jego głos... cudowny. Podał mi łapę i pomógł wstać.
-Ja jestem Sandias, a ty?-spytał 
-Lapiz-oparłam, auć moja głowa. Gwałtownie podniosłam łapę i położyłam ją na głowie, zaczęłam masować.
-Jeszcze raz sorka-wyszczerzył się
-Nic takiego się nie stało-powiedziałam rozbawiona-Nie widziałeś przypadkiem jakiejś wadery w pobliżu?-spytałam mając na myśli Amber

<Sandias? Amber?>

Od Ember CD Future

Pędziłam za Future. Przemykaliśmy się za drzewami. Staraliśmy się nie rzucać w oczy. Dlaczego? A) lepiej w ogóle nie zmieniać przeszłości i spokojnie Melody nikomu nie powie, że w ogóle ją spotkaliśmy b) z tego co się zorientowałam byliśmy chwilę przed zakończeniem torby. Czyli wojna już trwała. Jaskinia Future była w pobliżu centrum, a jednocześnie spory kawałek trzeba było pokonać. Rozglądaliśmy się na wszystkie strony. Zawsze ktoś nas mógł zaatakować. Nie byliśmy przecież w Oazie Lueli.
-A teraz cicho, dobrze?-szepnął mój partner.
Wślizgnęliśmy się bezgłośnie do groty. Od razu zauważyłam nasze zbroje i ekwipunek. Były już przygotowane. Szybko dodaliśmy amunicji i się schowaliśmy. Byłam przylepiona do boku Future. Pomyślałam, że jest cudowny. Obronił mne przed wrogiem. Bardzo się cieszyłam. Ale niestety maszynę czasu musimy zostawić. Jakby wpadła w złe łapy... Wzdrygnęłam się. To był by koniec watahy. Koniec mnie...
- Pora już iść.
Spójrzałam w oczy Future. Dawni my poszli( a dokładniej pognali na złamanie karku) na pole bitwy. Po pewnym czasie zniklśmy i wszystko wróciło do normy. Powaliliśmy przeciwnika. Nadciągali następni. Strzelaliśmy, stojąc ramię w ramię. A za nami słychać było wycie, warczenie i inne odgłosy bitwy. Czyli nie zabrakło również ryku smoka. Potrzebowałam chwili by podjąć, że to Cobalt. Pomagał nam. A ja dostałam wiadomość od kruka, że nie może się z powrotem przemienić. Kłopotów nie brakowało. Ale nie poddamy się. Ja i Future...

(Future?:  :) )

sobota, 19 marca 2016

Od Future CD Ember

Rzucałem fiołkami ostrożnie,biorąc pod
uwagę ich malejącą ilość.Właśnie trzymałem
w łapie ostatnią buteleczkę,jakiś postawny basior
zmierzał ku mnie i Ember.Wyszczerzyłem kły.Ember trafiła basiora dwa razy w łapy,jednakże on dalej mknął do nas.Zastawiłem cielskiem Ember,której swoją drogą kończyły się strzały.Wróg był bliżej i bliżej..
-Zrób coś..-Wymamrotała lekko zestresowana wadera.
-Zaufaj mi.-Szepnąłem cicho.Stworzenie rzuciło się na nas.Ja szybko zarzóciłem na siebie i Ember sznurek po czym uderzyłem parę razy w kryształ który spoczywał na jego
końcu.Cofneliśmy się w czasie.Właśnie odchodziła od nas Melody.
-Co ty?-Chciała kontynuować lecz jej przerwałem.
-Nie wspominaj o tym,najlepiej to o tym zapomnij.-Powiedziałem.
-Dobrze,skoro wiemy jak będzie wyglądać sytuacja może pójść po
więcej rzeczy i zapobiec ponownemu zwrotowi akcji.-Rzekłem.

Imię: Lapiz
Wiek: 2 lata i 9 miesięcy
Płeć: wadera
Cechy: Daiki jest opanowaną i spokojną waderą.Można też powiedzieć, że jest rodzinna i lojalna, ale czasem bywa szalona i nie przewidywalna. Interesuje się zwierzętami jak i różnymi mitami i legendami. Do jej zainterwsowań można wliczyć także genetykę i anatomię. Wadera uwielbia siedziećnna chmurach i latać wysoko ponad lądem, co umożliwiają jej skrzydła. Nue jest typem samotniczki, ale gdy chce porozmyślać, nie lubi towarzystwa.
Rodzina:Wolałaby zapomnieć
Partner :szuka
Zauroczenie :Sandias
Funkcja:Łącznik
Jaskinia:nr 10
Rasa:W połowie jest wilkiem Natury, a w połowie wilkiem Śmierci(stara się wyeliminiwać tą drugą połowę)
Nick na Howrse/Doggi:Wolfqueen

Od Cobalta CD.Party

Latałem, latałem i miałem problem. Strzała, która utkwiła mi w piersi boleśnie przypominała o swojej obecności. Wylądowałem, przygniatającąc wojowników wroga pędzących w strone Partiego. Popatrzył się na mnie z podejrzliwością. Spróbował em się przemienić w wilka. Szłag... Pocisk, którym oberwałem mi to skutecznie utrudniał. Moja wilcza postać pojawiła się na chwilę...i znikła. A ją mało nie opadłem z bólu. Na szczęście Party zrozumiał przekaz :Jestem przyjacielem. Pozwoliłem mu wdrapać się na swój grzbiet i razem polecieliśmy w strone wroga. Wilki nieprzyjaciela zaczęły się denerwować gdy zasłonił je mój cień. Przez chwilę rozglądały się w poszukiwaniu śladów klątwy. I nagle zadarły głowy w góre. Za późno. Spadał na nie smoczy pocisk. Gdy jestem w ciele smoka nie do końca nad sobą panuje. Jednak zawałem sobie sprawę, że w moją stronę były wystawione włócznie i dzidy. Zakryłem Opartego kawałkiem błony. Zionąłem ogniem. Wszystko metale roztopiły się w wysokiej temperaturze. Wilki też dostały gratis mnustwo poparzeń. 
-Juuuuuuuuhhhhhhhuuuuuu!- wilk na moim grzbiecie świetnie sobie radził. Rzucał kamieniami i innymi dziwnymi rzeczami w nieprzyjaciela. Pomyślałem o Skórze jak ona by na to zareagowała? Pewnie padła by że śmiechu widząc smoka a na nim wilka. Party zaskoczył że mnie i ruszyliśmy do boju. Odtrącił wroga z łukiem ode mnie. Przekazał em mu spojrzeniem ogromną wdzięczność. Uśmiechnął się lekko. Spróbował em też. Układałem zęby w uśmiech. Najwyraźniej kiepsko mi to wyszło, bo jeszcze bardziej wyszczerzył zęby. Uśmiechając się w środku bitwy.

(Party?: unik, kop, strzał i może trochę ci pomogłem  )

piątek, 18 marca 2016

Od Ember do Melody i Future

Wreszcie ją znalazłam. Melody próbowała pomóc Amirowi, który właśnie zaczął walczyć z Dante. Rzuciłam jej torbę. Była zdziwiona. Zaraz potem jej wyjaśniła na czym polega jej przeznaczenie. Uśmiechnęła się szeroko. Przewiesiła torbę przez bok i zamknęła oczy. Chwilą potem i zaczęła w niej szperać. Wyciągnęła kawałek suchego mięsa i się poczęstowała. 
- Jeśli wyjdziemy z tego cali oddam ci to ustrojstwo.- wskazała na mój wynalazek.- Dzięki, przyda się.
- Masz tam zbroje, liny, strzały i kilka przydatnych drobiazgów- mrugnęłam.- Szare butelki wybuchają jeśli je odkręcisz i rzucisz.
Podziękowała jeszcze raz i się Uśmiechnęła. Pomyślałam, że fajnie było by się z nią zaprzyjaźnić. Ale teraz były ważniejsze rzeczy. Np. Future, który aktualnie ciągnął mnie i pomagał byś my się stąd wynosiło. Stwierdziłam, że to dobry pomysł. Zniknęliśmy tak szybko jak się pojawiliśmy. Zaraz potem wyrośliśmy jak z ziemi na górce. Zaczęliśmy strzelać - ja strzałami, zwykle nie trafiając w wybrany cel , ale powając innego wroga, Future- miotał fiołkami i słychać było wybuchy. Zauważyłam pełni duchów na polu walki. Tylko jeden wilk mógł ich tyle przywołać- Cobalta. Był gdzieś tam w dole. Tam gdzie byłam przed chwilą... Jedynym dowodem, że w ogóle tam się pojawiliśmy, była torba przytwierdzona do boku głównego szpiega... Melody...

(Melody?: mam nadzieję, że torba się przyda,Future?: ostrzelany szklankami z gór ( nice))

Od Ember

Torba, sztuk jedną była prawie gotowa. Zszyłam ostatnie skrawki materiału i oceniła swoje dzieło. Przedemną leżał, średniej wielkości, wynalazek. Wrzuciłam do niego pustą fiolkę. Następnie włożyłam do torby pyszczek i zignorowała chichot Future. Była pustą ! Udało się. Skupiłam się. Obecnie torba była zaprojektowana na mnie. Po chwili znów zajrzałam i wyciągnęła malutki flakonik. Następnie zawyłam z radości. Skończyliśmy jeden projekt. Niestety ta chwilą trwała krótko. Kruk złości zagulgotał i następnie spadł z regału...
Przytuliłam go. Zaczęłam go kołysać i uspokajać. Cały drżał. Jego zachowanie mówiło samo za siebie. Cobalt ma kłopoty. I wiedział to jeden z jego skrawków. Zaczęłam się zastanawiać...
Future nakręcił kółkiem. Ostatnia część została założona. Zrobiliśmy drugą torbę. Wtapiała się w tło dzięki kolorowym cętkom na całej powierzchni. Nie było czasu. Przytuliłam Future i razem wybiegliśmy z groty. Kierowaliśmy się w jedno miejsce. Na pole bitwy...z torbą wyładowaną zbrojami, lekami, prowiantem i strzałami...

czwartek, 17 marca 2016

Od Cobalta CD. Mel

Pikowałem w dół. Świat się rozmazywał, ale to się nie liczyło. Rozłorzyłem skrzydła i wylądowałem. Od razu kilka wilków się na mnie rzuciło. Skupiłem się. Wokół mnie zaczęły latać duchy- wojownicy. Co prawda większość przelatywał przez przeciwników, tworząc nieprzyjemne dreszcze, ale nie które zdołały powalić nieprzyjaciela. I tak to wystarczało, bo wilki z obcej watahy się zawahały. Niestety trwało to krótko. Zaraz potem ruszyli na mnie jak jeden mąż. Od wskoczyłem w bok, i dobrze gdyż zaraz potem kawałek ziemi wyglądał jak jeżozwierz że strzałami. Moje wnętrzności zaczęły się palić. Bardzo chciałem pomóc w bitwie i stąd moi zmarli wojownicy. Tuż koło mnie przejechał Napoleon. Za nim kilku rycerzy z różnych epok. Czy przed oczami właśnie przeleciała grecka włocznia? Napastnicy zaczęli tworzyć wokół mnie zwarty okrąg. Cały czas biegłem, starając się przywołać więcej trupów, jednak formacja wroga się zacieśniała. Już nie miałem wątpliwości- część wroga skupiła się na wyeliminowaniu mnie. Sięgnąłem pamięcią wstecz i oto przedemną stł rzymski legion. Co prawda zwiewny i przenikający przez przeciwników, ale rozpraszający. Kapitan dzielnie dzierżył orła. Zasłonili się tarczami i wykonali jedną z komend. Dołączyli do starcia.Obecnie po całym polu bitwy latały, fruwały i przeszkadzały ( oczywiście nieprzyjacielowi ) zmarli. Moje kruki też nie próżnowały. Aktualnie wydziobywały jednemu wilkowi oczy. Poczułam pieczenie. Spojrzałem w dół. Byłem smokiem. No pięknie- pomyślałem. Właśnie z powodu, że nie potrafiłem ( i nie potrafię ) panować nad swoją mocą przemiany w smoka , wygnano nas ( mnie i Ember) z rodzinnej watahy. Jednak jeśli już byłem przerośniętym gadem postanowiłem to wykorzystać. Zionąłem ogniem. Moi przeciwnicy niespodziewanie ( sarkazmu  xd) się wycofali. I tak ciągnęła się bitwa. Posłałem przeciwników, chociaż były mi ciężko. Przecież to były wilki tak jak ja. I to był mój błąd kiedy dotarłem do starszej ode mnie wadery. Popatrzył się na mnie ogromnymi oczami i się zawachałem. Ten właśnie moment wykorzystała i strzeliła we mnie dwoma strzałami. Jedną musnęła moje ucho. Drugą wbiła się w pierś. Zawyłem. Od razu poczułem, że była z trucizną. Przebiła się przez moje łuski i zatrzymała się niedaleko serca. Nie przestawał em walczyć. Moje duchy zbladły. Dotarłem do Amira. Dokładniej - był w zasięgu wzroku. Pojedynkował się z Dante. Obok stała Mel i przystępowała z łapy na łape. Zaraz potem zaczęło mi się rozmazywać przed ślepiami. Trwałem jednak dalej. Usłyszałem, że nadchodzą wojownicy. Kolejne strzały we mnie trafiły. Na szczęście jednak odbijały się od łusek. Traciłem siły moi wojownicy stali się mgiełkami ale podobnie jak ją trwali dalej. Bitwa toczyła się dalej, a to Dante , a Amir zbierali od siebie kopniaki.

( Amir, Mel? : przepraszam, że się wtrąciłem ale bitwy są ciekawe... :) )

Od Party- BITWA!

Biliśmy się z 3 godziny. Jak to ja zacząłem atakowac na samym końcu. Ale zobaczyłem Venę jak biegnie do Rity. Pognałem za nią a ona tylkoz nią rozmawiała!
-Vena. Co ty robisz?- zapytała Rita
- Nic! Jestem Alfą!- gadała Vena
- Zostaw ją!- krzyknąłem i rzuciłem się jej do gardła
- Party! Zostaw ją! Ja się z nią rozprawie.- powiedział Amir
Tak jak Mel powiedziała, to jest Western! Tylkoo muzyki brakuje!
<<Halo?>>

Od Mel CD Amira

Dwa wrogie od nie tak dawna wilki spotkały się razem ze swoją armią. Jeden z dwukolorowymi oczami wyzywał drugiego od zdrajców i złodziei. Chociaż nie znałam wilka imieniem Vena Arya osobiście wiedziałam o czym mówi...
Wyzywała Amira, ponieważ teraz to on jest Alfą Watahy Podmuchu Wiatru.
Vegro pobiegł do Macho, żeby zwołał wojowników. O boże! Czuję się tak jak w westernie. Jeszcze tylko muzyczki brakuje.
- Amir! Wycofaj się puki czas! Bo gorzko pożałujesz!- krzyczała Vena
A Amir tylko pokręcił głową. Ayra przygotowała się do ataku. Armia dobra (nasza) wyprężyła się i przygotowała broń. Alfa tylko spojrzał i dał znak, że to jego walka. Ja wszystkiemu się przyglądałam z boku. Dante rzuciła się na Amira i go zaczęła gryźć, a Amir jej odpowiedział kopniakiem i przyduszeniem do ziemi. I tak ta walka trwała, aż zauważyłam Macho z wojownikami etc. etc.
- Amir! Wojownicy! Już są!- krzyknęłam
<Amir?>
Imię: Beauty
Wiek: Kilka dni.
Płeć: Waderka
Cechy: Miła, czasem lekkomyślna. Szalona wręcz.... dziwna!
Rodzina: Mama-Luiza, Tata- Blade, Bracia- Elvis i Veldi, Siostra- Lein
Partner: Jeszcze za młoda!
Zauroczenie: Vergo
Funkcja: Uczy się na zwiadowcę.
Jaskinia: z mamą i tatą, 46
Rasa: Wilk Życia
Kontakt: Kochanekonie

Od Amira C.D. Melody

- Nareszcie! - krzyknąłem widząc zbliżające się wilki. - Na Wielkie Wzgórza, Misue, żyjesz! Nic ci nie jest? - odetchnąłem i objąłem waderę.
- Jestem cała - przytaknęła wadera.
- Dobrze. Wszyscy mają się dobrze? - upewniłem się.
Obecni skinęli głowami.
- Więc nic nie stoi na przeszkodzie, aby ponownie zaatakować - zdecydowałem, po czym zatrzymałem małego Vergo przemykającego mi pod nosem. - A ty co tu robisz? Powinieneś być teraz w Lueli. No nic, jak już tu jesteś, możesz się na coś przydać. Biegnij znaleźć Macho i powiedz mu, żeby zebrał wszystkich którzy są na siłach i przygotował ich do wymarszu. To bardzo ważne. Zrozumiałeś?
Malec skinął głową i pobiegł dalej.
<Rita, Part, Szarka, Elandiel, Mel, ktokolwiek? Opiszcie kawałek bitwy>

środa, 16 marca 2016

Od Future CD Cobalta

Wilki wyglądały na sympatyczne.Leżałem spokojnie.Ember po woli się przebudzała. Poszedłem zaparzyć herbatę.W pewnym momencie usłyszałem cichy huk.Po jaskini rozszedł się różowy dym.Zakaszlałem,ponieważ woń mnie przydusiła.
-O,no to teraz wiem po co te szczeniaki tu przyszły.-Wymamrotałem zbliżając się do drzwi.Otworzyłem je tak aby dym opuścił mieszkanie.Podszedłem do obudzonej wadery.
-Hm.Myślisz,że jestem za stary na psikusy?- Spytałem podając Ember herbatę.Kąciki ust wadery uniosły się lekko do góry.
-Nikt nie jest za stary na psikusy.-Odpowiedziała.
<Ember?Idziemy się mścić?x"D>

Od Ember CD.

Otrzepaliśmy się z lukru. Mniej więcej posprzątalismy. Muszę się przyznać- mnustwo znalazło się w naszych żołądkach. Zaczęliśmy chłodzić metal i układać dźwigienki. Była już ósmą rano. Zawroty głowy przeszły już po pół godzinie po świcie. Musiałam zaraz pójść się przespać i patrolować teren. Po dwudziestu minutach, kruk mego brata zaczął skrzeczeć bym się pospieszyła. Pożegnała się z Future i obiecała, że niedługo go odwiedzę. Rozejrzałam się jeszcze raz po labiryncie. Już miałam wyjść z książką w skrzydle. Zatrzymał mnie jednak głos. Ptak siedzący mi na uchu zagulgotał. Future podbiegł do mnie bliżej i zatrzymał się pół metra ode mnie. Minę miał smutną i zdenerwowaną. Jeszcze raz spojrzał na badanego kruka. Potem na mnie.
- Ember...muszę ci coś powiedzieć...

( Future?: powodzenia... )