niedziela, 26 października 2014

Od Shiro C.D. Shayde

-Co to jest?-powiedziała Shayde ciężko oddychając po pościgu i wiosłowaniu łapami.
-Nie wiesz?-spytałem zdziwiony podnosząc ogon,by nie topił się w wodzie.-Ta wyspa nie należy do watahy?
-Nigdy jej nie widziałam.-westchnęła mrużąc oczy,by przyjrzeć się tajemniczemu miejscu.
-Fantastycznie.-jęknąłem ocierając pysk łapą.Słońce prażyło nas i było nam coraz trudniej oddychać. Włożyłem łapę do wody,by przyspieszyć nasze dotarcie na wyspę.Gdy wadera zauważyła,co robię,poniosła swoje ranne,ociekające krwią skrzydło,by schylić się i zrobić to samo.
Dzięki temu poruszaliśmy się szybciej po tafli wody i po kilku chwilach spory kawał kory uderzył o szczerk na brzegu.Pomogłem wilczycy wstać,gdyż bezwładne skrzydło utrudniało jej ruch.Stanąłem na piasku,który był tak miękki,że wydawało się,że stoimy na puchu.
-Bardzo cię boli?-spojrzałem na waderę,która potrząsnęła głową zaciskając zęby.
-Nie...-szepnęła ukrywając ból pod płaszczem sztucznego uśmiechu.
Przewróciłem oczami i złapałem za koniuszek jednego z mych bandaży,rozwiązując go.
-Co robi...
-Usiądź.-powiedziałem ostro rozwijając następne wstęgi.Po chwili wszystkie leżały obok mnie.
Złapałem je w zęby i zacząłem delikatnie zawijać rozległą ranę na skrzydle Shayde.
-Teraz lepiej.-burknąłem spoglądając z odległości na bandaż.Wadera przytaknęła przełykając ślinę.
-Musimy znaleźć źródło wody pitnej,to jest teraz najważniejsze.-westchnąłem rozglądając się.Słońce świeciło tak mocno,że trudno było cokolwiek zobaczyć,ale na horyzoncie zauważyłem kilka drzew.
-Chodźmy.-powiedziałem ruszając.
-Gdy dotarliśmy na skraj lasku poczułem zapach czystej wody.
-Widzę jeziorko!-zawołała wilczyca biegnąc truchtem w nieokreślonym kierunku.Westchnąłem i już chciałem ją zawołać,gdy usłyszałem krzyk.Krzyk Shayde.
Pobiegłem w stronę miejsca,gdzie była.Zauważyłem waderę warczącą z podkulonymi uszami na ogromne stworzenie,w postaci przypominające wilka.Miał wielkie łapy z ogromnymi pazurami koloru kości słoniowej,długi ogon z ostrzem na końcu i uszy zakończone kolcami.Z pół otwartego pyska leciała ślina,a pysk wygięty był w grymasie.
-S..hiro-szepnęła wilczyca.
-Nie ruszaj się.-powiedziałem,próbując stąpać bardzo cicho.Wtedy potwór odwrócił się w moją stronę błyszcząc czerwonymi oczami.Kłapnął ostrymi zębiskami i ruszył powoli na mnie.Podbiegłem do wadery trzymając ją za łapę.
-Shayde,tratwa wciąż jest na plaży,masz szansę uciec.-zacisnąłem zęby wciąż patrząc na stwora.
-Nie zostawię cię z nim.-prychnęła ze złością.
Potwór machnął ciemnym ogonem skracając nas prawie o głowę.
-Dobrze,a więc uważaj na skrzydło.-westchnąłem z rezygnacją.
Podbiegłem do łapy stworzenia,zaciskając kły na jego kończynie.Wilczur zawył,potrząsając nogą.Podrzucił ją w powietrze,przez co rozwarłem szczęki i poleciałem przez las,lądując na jakimś drzewie.Obolały,spróbowałem wstać,ale zaczęło kręcić mi się w głowie.Zacząłem nerwowo spoglądać dookoła.
-Shayde?!-wykrzyknąłem rozglądając się.-Uciekaj!
<Shayde?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz