niedziela, 26 października 2014

od Sefiry - Jak dołączyłam?

Gdy tylko się ściemniło wyszłam na polowanie. Po śmierci ojca nie miałam nikogo, więc postanowiłam uciec z poprzedniej watahy. Zaczaiłam się między skałami obserwując młodego jelenia. Już miałam się na niego rzucić, lecz nagle z krzaków wyskoczyło „COŚ”. Kształtem przypominała wilka, ale był to tylko szkielet. Jeleń spłoszył się i uciekł, a dziwne stworzenie zaczęło węszyć. Patrzyłam oniemiała, nie mogąc się ruszyć, ten szkielet płonął! Co to było? Wróg czy przyjaciel? A może tropiciel? Czego on (albowiem uznałam, że to samiec) tu szukał? I nagle mnie dostrzegł. Skuliłam się szykując na atak. Szkielet podszedł do mnie, ale z zadziwiającą pewnością siebie i spokojem. Cały wprost emanował opanowaniem. Na dźwięk jego głosu, a właściwie jej głosu (bo to jednak była samica) speszyłam się jeszcze bardziej. A wszystko to dlatego, że spytała mnie co tu robię i czy potrzebuję pomocy. Jąkając się odpowiedziałam cicho i niewyraźnie:
-Nie, ja ty… tylko polowałam.
-Powinnaś polować gdzieś indziej. Nie wszyscy z mojej watahy są tak tolerancyjni jak ja-powiedziała z dziwnym przekąsem. Opowiedziałam jej, że już od dawna nie mam domu, a ona uśmiechnęła się z politowaniem.-Czy chciałabyś dołączyć do mojej watahy? Byłam zszokowana tą propozycją i spojrzałam na nią wielkimi jak spodki oczami. Z lekką ironią w głosie powiedziałam:
-Ty chyba żartujesz?
-Tu nie ma z czego żartować-odparła sucho. Wydawało mi się, że tylko ona jedna w watasze zaakceptuje mnie całkowicie. Ale potem uświadomiłam sobie pewną rzecz i spytałam z lekkim przestrachem w głosie czy ona tak zawsze wygląda. Zaśmiała się trochę zirytowana, ale zdawało mi się, że się uśmiechnęła.-Oczywiście, że nie!-powiedziała, przy czym szczęknęła zębami, jakby to pytanie ją zdenerwowało. Trochę się wystraszyłam, bo zabrzmiało to groźnie. Zdawało mi się, że ją tym uraziłam. Mimo wszystko, jednak spytałam dlaczego tak wygląda. Nie wiem co mnie podkusiło, ale wyglądała jakby chciała mi urwać łeb. Westchnęła ciężko i zaczęła:
-To swojego rodzaju klątwa. Zaczęło się chyba od tego, że kiedyś, kiedy mieszkałam blisko ludzi-zachłysnęłam się powietrzem-wraz z kilkoma przyjaciółmi polowaliśmy na nich. Wytępiliśmy w ten sposób kilka osad. Wtedy spotkałam dwoje bogów-Czuasina i Towę. Pamiętam tylko, że Towa pokiwała z politowaniem głową uśmiechając się pod nosem, a Czuasin szepnął coś w niezrozumiałym dla mnie języku. Kiedy się ocknęłam, wyglądałam właśnie tak, był środek nocy i wraz ze wschodem słońca zmieniłam się w dawną siebie. Z czasem nauczyłam się nad tym panować, więc jeśli będę chciała, mogę ci pokazać jak wyglądam naprawdę. Potakująco pokiwałam głową, ponieważ ten szkielet zaczynał mnie przerażać. Mruknęła zadowolona. W miejscu gdzie przed chwilą stała pojawiła się dwumetrowa ściana ognia. Odskoczyłam jak oparzona, bo miałam wrażenie, że to się właśnie stało. Ogień znikł prawie od razu, a zamiast niego ukazała się wilczyca, która jednak była niemniej przerażająca. Jej przemiana w szkielet ukryła takie szczegóły jak krew na pysku lub… rogi. Podeszła do mnie uśmiechając się (bo teraz miałam już pewność, że się uśmiecha) i powiedziała:
-Zapomniałam się przedstawić. Mam na imię Bastili, a ty?
-Ja nazywam się Sefira. Naprawdę zaprowadzisz mnie do tej watahy?-na nowo podjęłam przerwany wcześniej temat.
-Chodźmy więc!

Bastili, mam nadzieję, że dokończysz :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz