Usłyszałem wycie. Pobiegłem w tamtą stronę. Było to wycie wadery, miała kłopoty. Parę metrów od krzaków poczułem zapach, którego nie czułem od tak dawna. Od TAMTEGO okropnego dnia, kiedy całe moje życie runęło. Stanąłem w miejscu, zdezorientowany. Skąd oni się wzięli na terenach watahy? Czy historia się powtórzy?
Usłyszałem rechot, to wystarczyło by zebrać się w sobie i wyskoczyć z krzaków. Czas zemsty nadszedł. Potraktuje ich jak zwierzynę na polowaniach. Wylądowałem na plecach łysego samca człowieka. Siła z jaką na niego skoczyłem powaliła go. Korzystając z okazji rozgryzłem mu gardło. Krew była wszędzie. Na ziemi, na człowieku, na moich łapach, na moich zębach i pysku. Z góry usłyszałem krzyk:
-Selvatico!
Spojrzałem w tamtym kierunku. Na siatce wisiała wadera, nie miała jak uciec. A ja nie miałem pomysłu jak ją wydostać. Zakląłem w myślach. Usłyszałem huk obok mnie, i zrozumiałem że człowiek ma tę swoja broń plującą ogniem. Skoczyłem na niego, nawet nie zorientował się kiedy. Przycisnąłem go do ziemi, a jego broń wypadła. Jęczał i szamotał się.
Wiedziałem że łatwo nie wstanie, i zacząłem się zastanawiać jak wydostać Sarę. Spojrzałem na nią
-Jakieś pomysły? - Krzyknąłem
-Przegryź linę o którą jestem zaczepiona! -Rozkazała. Rozejrzałem się i zauważyłem to. Zapomniawszy o człowieku, w dwóch susach doskoczyłem do liny, była mocna, ale powoli się rozpruwała. I wtedy rozległ się huk, a moją łopatkę zaczął rozrywać ból. Zaskomlałem, ale nadal rozgryzałem linę. Spojrzałem na człowieka. Kierował bronią na mój pysk. Przeraziłem się i puściłem linę. Trzymała się na ostatnim włosku, i puściła. Czułem że to już koniec. Przynajmniej Sara ma szans na ratunek, przecież ją wypuściłem. Zamknąłem oczy gotowy do ciosu....
Sara??? Błagam ratuj mojego wilka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz