Zanim ruszyliśmy w drogę zabrałam parę opatrunków i medalion Macho. Ruszyliśmy na zachód wczesnym rankiem. Szliśmy w ciszy. Po południu poszliśmy do granic watahy, przed przejściem przez nią spojrzałam na Macho, który kiwnął do mnie porozumiewawczo. Szliśmy przez lasy, słońce powoli znikało za czubkami drzew.
- Powinniśmy znaleźć jakąś jaskinie na nocleg.- Powiedziałam
- Masz racje.- Powiedział Macho bez żadnego wyrazu. Od wczoraj taki był. Zaszłam mu drogę.
- Macho co jest od wczoraj jesteś taki nie obecny?
- Chodzi o to co powiedział tamten wilk, że spotkamy kogoś kto będzie dla jednego z nas ważny. Przyznaj widziałaś ciała swoich rodziców ?
- Tak
- No właśnie, a czy masz kogoś dla ciebie ważnego.
- No nie.
- A ja nie widziałem ciał moich rodziców i żyje w nadziei, że któreś z nich się uratowało.- Powiedział. Wiedziałam, że jest mu ciężko i przytuliłam go.
- Znajdźmy tą jaskinie bo robi się późno.- Szepnęłam, a Macho kiwnął tylko głową. Po paru minutach doszliśmy do góry, która u podnóży miała jaskinie. Weszliśmy tam i położyliśmy się obok siebie.
- Macho mam sprawę. Chodzi mi o medaliony. Jeśli w jednym medalionie Yin, kryje się taka moc, to co jeśli je połączymy? Proszę noś go, on jest wstanie Cię obronić.- Powiedziałam i podałam mu medalion Yang.
- Moim zdaniem ....
Macho dokończ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz