czwartek, 10 marca 2016

Od Sacry C.D Rakana

Bezszelestnie pobiegłam za Amirem. Zza drzew przypatrywałam się jego rozmowie z nieznajomym. W końcu usłyszałam zmęczony głos ojca:
- Rób co chcesz. To twoje życie, ale pamiętaj, nie zrób niczego głupiego.
Po tych słowach odszedł, a ja schowałam się za krzewem głogu, aby mnie nie zobaczył. Gdy poczułam się bezpiecznie, ruszyłam za basiorem. W końcu znalazłam go na skraju urwiska, wpatrującego się w przepaść.
- Witaj - zagadnęłam jakby nigdy nic. - Co tam?
- Nie, nic - parsknął z ironią - Tylko całe życie mi się wali.
- A konkretnie?
- Moja partnerka odeszła, i...
- I...?
- Ona była całym moim życiem, nie rozumiesz?! - powiedział z rozpaczą.
- Rozumiem - powiedziałam spokojnie kiwając głową. - Pragnę ci jedynie zasugerować, że jeśli ty skoczysz, ja także.
- Nie skoczysz - stwierdził.
- Skoczę.
- Nie.
- Zdziwisz się.
Basior zawahał się chwilę, aż w końcu westchnął.
- No dobrze, wygrałaś. Nie mogę ryzykować życia Alfy.
Rozpromieniłam się.
- Wiesz, chyba jestem całkiem niezła w te klocki - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
- Co masz na myśli?
- Pocieszanie ludzi, oczywiście - powiedziałam. - Już kiedyś pocieszałam takiego jednego, którego partnerka została zamordowana. Tak w ogóle, kim jesteś?
- Rakan, miło mi - przedstawił się.
- Ja jestem...
- ...Jesteś Sacra, wiem. Wszyscy wiedzą.
Ponownie się uśmiechnęłam.
- Może się przejdziemy?
<Rakan?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz