piątek, 25 marca 2016

Od Gizeli

Głucha ciemność... Ciemność pochłaniająca wszystko... Wszystko... Wszystko zostało pochłonięte...
-Wiesz, co masz robić! - te słowa odbijały się echem w mojej głowie. - Masz zniszczyć! Zabić! Wymordować!
-To mój obowiązek! - krzyknęłam dumnie.
-Jeszcze raz, bo nie słyszę!
Wzięłam głęboki oddech i z całych sił wykrzyczałam:
-To mój ch*lerny obowiązek! Moje zadanie! Wymordować!
Na te słowa z ciemności wydobył się szyderczy i zmysłowy śmiech.
-Dobrze. Tak trzymaj, a teraz ruszaj... Ruszaj! I przynieś ze sobą zniszczenie!
A następnie wszystko zaczęło mi wirować. Wirować po czym rozpływać...
I wtedy otworzyłam oczy... Zaczęłam szybko i gwałtownie łapać powietrze, analizując sen... Jawę, albo jakieś wspomnienie...
-Co to było? - szepnęłam do siebie, wstając i otrzepując się z piachu.
Rozejrzałam się po terenie na, którym się znajdowałam. Był to las, gdzie otaczały mnie same brzozy.
Dopiero po chwili zorientowałam się i zaczęłam sobie przypominać cel mojego przybycia do tego miejsca. Miałam dołączyć do watahy. Watahy Podmuchu Wiatru, lecz aby tam się dostać musiałabym znaleźć alfę, a sądząc po zapachu nawet nie przechodził tędy jakikolwiek wilk.
Dobra, przychodzi w życiu taki moment, aby podjąć decyzję dzięki intuicji. Wybrać lewą, czy prawą ścieżkę? Jedna z nich musi doprowadzić mnie do celu, a więc... To musi być... Lewa... Trudno, raz się żyje.
No, a więc tak też ruszyłam krętą ścieżką, która wiła się między drzewami prowadząc w głąb lasu. Brzozy zaczęły znikać między sosnami, które nienaturalnie były o wiele, wiele większe. Pojawienie się tych zmutowanych sosen okolica nabierała dzikości. Ziemia w porównaniu do tamtej (znajdująca się między brzozami) była wilgotna, mieszała się z liśćmi i starymi patykami tworząc błoto.
Po jakimś czasie ścieżka zaczęła robić się stroma, aż w końcu szybszym krokiem doszłam do wielkiego przewalonego drzewa. Nie dało się go obejść na około, ponieważ tuż przy dwóch końcach zwisały pnącza i rosły nie przyjemne z wyglądu krzaki z cierniami. Nie pozostało mi nic innego jak tylko to przeskoczyć. Drzewo było olbrzymie, żadne te z lasu nie mogło się równać z jego wielkością.
To będzie wymagało wysiłku, aby chociażby skoczyć, no ale...
Ostatnie kilka metrów pokonałam biegiem i wzbiłam się w powietrze. Poczułam dreszczyk ekscytacji - jak przy każdym stracie do takiego skoku. Odbiłam się od ziemi, a następnie chwytając pazurami o korę drzewa wzniosłam się coraz wyżej, a pęd powietrza targał moją sierść. Kucnęłam, zgrabnie lądując na ziemi.
Nim zdążyłam się przyjrzeć zupełnie nowej okolicy, uderzyła we mnie wielka fala zapachów. Zapachów wilków, nie mogłam się chociażby na jednym skupić, gdyż było ich tak wiele... Widocznie jest tu spora liczba wilków, a to oznacza jedno - znajduję się na terenie watahy. Mimo tego nie mam pewności, czy to ta, której szukam.
Odwróciłam się chcąc spojrzeć jeszcze raz na te olbrzymie drzewo, lecz ku mojemu zdziwieniu drzewa nie było, ale był za to olbrzymi mur.
Najwidoczniej mur był ukryty pod zaklęciem przypominającym olbrzymie przewalone drzewo - sprytne.
Ruszając dalej, odprowadziło mnie kilka zdumionych spojrzeń należących do...
-Ał! - zaskomlałam czując jak ktoś rzucił się na mnie, przygwożdżając mnie do ziemi.
-Kim jesteś?! - warknął napastnik.
Zaczęłam się wyrwać, a nieznany mi wilk chciał wymierzyć we mnie cios, gdy to ja odruchowo odskoczyłam, na tyle gwałtownie, upadając z dwojoną siłą na ziemię uderzając pyskiem o głaz. Z nosa ciurkiem poleciała mi krew.
-Pytam, kim jesteś?!- warknął po raz kolejny wilk, rzucając się na mnie powtórnie. Dałam za wygraną, ponieważ wiedziałam, iż jak będę próbowała walczyć tym bardziej się wkopię.
-Nie jestem wrogiem! - odpowiedziałam przez zęby.
-Czyżby? Nikomu się nie udało przeskoczyć przez mur! Jesteś szpiegiem Veny?! Odpowiadaj! - przydusił mnie jeszcze bardziej.
-Kogo? - zakasłałam.
Wilk, a tak dokładniej to basior, zaśmiał się kpiąco. Temu wszystkiemu przyglądało się jeszcze kilka wilków.
Wow, niezłe show się z tego zrobiło, które nie zwiastowało nadejścia lepszych efektów.
-Udaje, że nie wie o, co chodzi. To na pewno jej szpieg. - odezwała się jakaś wadera z szyderczym uśmiechem.
-Zaprowadźmy ją do alfy! - odezwał się kolejny głos.
-Nie! Po co? Lepiej ją zabić tu i teraz.
Na te słowa doszło do głośnych dyskusji na ten temat, w końcu nie wytrzymałam.
-Dosyć! Przecież mówię wam! Nie jestem żadnym szpiegiem! - krzyknęłam.
-To się okaże! - wysyczał mi do ucha ten sam basior.
(Ktoś? A tak właściwiej to ten brutalny basior, co pokłada moją na ziemi ;b
Liczę na ciekawe rozwinięcie akcji)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz