Obudziły mnie promyki prażącego słońca przypominając o sytuacji,w której znaleźliśmy się z czarną waderą.Spojrzałem na nią,niewinną wilczycę wtuloną w mój napięty bok.Powoli podniosłem się,by nie budzić Shayde.Była zmęczona wczorajszą gonitwą i jeszcze miała ranne skrzydło.Otrzepałem łapy z piasku i potrząsnąłem łbem,by dostatecznie się obudzić.Ruszyłem w głąb lasu,by poszukać wody zdatnej do picia.
-Shiro?
Odwróciłem się w stronę cichego głosu.Wadera ziewała pocierając niebieskie oczy łapami.
-Idę tylko...w tamto miejsce,gdzie była woda.Przyniosę ci trochę,a ty odpoczywaj.-burknąłem cicho drążąc łapą w miękkiej,lekko błotnistej ziemi.
-Dobrze.-powiedziała ospale wilczyca wtulając się w pień drzewa.
Zacząłem iść powoli,kierując się węchem.Po kilku chwilach wylądowałem tuż przy jeziorku.Zauważyłem kilka łupin dużych owoców i złapałem je zębami,mocząc w wodzie.Gdy się napełniły,powróciłem do Shayde.
-Proszę.-siadłem przed nią podsuwając miskę.Wadera uśmiechnęła się lekko biorąc kilka łyków.Spojrzałem ukradkiem na ranne skrzydło.Niektóre wstęgi zwisały bezradnie,niezdatne do okrywania rany.
-Zobaczę,jak tam skrzydło.-mruknąłem zrywając bandaże.Ledwo co nadawały się do obwiązania moich łap,ale zrobiłem to mimo wszystko.Obrażenie nie wyglądało już tak źle,krew zaschła,a strzępków piór było tylko kilka.Postanowiłem,że rana powinna pozostać na powietrzu.Już chciałem oznajmić,że jest coraz lepiej,gdy pysk wilczycy pojawił się tuż przede mną.Wadera mrużyła oczy wysuwając szyję w moim kierunku.
-Shayde...-powiedziałem zdenerwowany cofając się.Ona postawiła swoje łapy na moich,opierając się jak najbardziej mogła.
-Shiro.-szepnęła z lekkim uśmieszkiem,po czym przycisnęła swoje usta do moich.Odskoczyłem,jak oparzony.
-Shayde!-warknąłem odchrząkając.
<Shayde?>
sobota, 1 listopada 2014
Od Shiro C.D. Shayde
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz