No i mnie zostawili. Leżałam sama w jaskini, chciałam zasnąć, ale nie czułam się zmęczona. Słyszałam czasem wycie Bastili lub Rokana, albo wrzaski zabijanych przez nich zwierząt. Nudziłam się. Leżałam na plecach i obserwowałam niebo przez szparę pomiędzy głazami. Około drugiej w nocy poczułam, że ktoś lub coś mnie obserwuje. Obejrzałam dokładnie jaskinię ale niczego tam nie było. Wyjrzałam nawet na zewnątrz, z nadzieją, że może Bastili wróciła, lecz byłam sama. Czułam się nieswojo, myślałam jednak, że to uczucie minie, a ono, wręcz przeciwnie, nasiliło się. Nagle usłyszałam cichy szelest, natychmiast poderwałam się na równe nogi, na szczęście byli to moi przyjaciele.
-Och, to wy. Ale... czemu nie jesteście już demonami?-zdziwiłam się.
-Przecież już dawno zaczęło świtać. Nie zauważyłaś?
-O, no... Nie, nie zwróciłam na to uwagi-zmieszałam się trochę, a Rokan zaśmiał się serdecznie i spytał:
-Jak ci minięła noc? Bardzo się nudziłaś?
-Trochę, ale już nad ranem miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje.
-Hmm-zamyśliła się Bastili.-Nie powinno tu być nic, przecież nie widzieliśmy żadnej żywej istoty, prawda Rokan?
-No tak.
-Dobra-powiedziałam.-Ta noc była bardzo dziwna.
-Czekajcie-powiedziała Bastili-wiecie, że tak naprawdę, to jesteśmy jeszcze bardzo blisko terenów Watahy? Te góry są jeszcze bardzo daleko, to tylko złudzenie, mynie widzimy tych prawsdziwych gór.
-To ciekawe-nagle z dziury w jaskini dobył się chlupot. Wystraszyłam się nie na żarty, bo przecież pod ziemią nie wieje wiatr i nic nie mogło poryszyć gładkiej tafli wody.-Co to było?!
Bastili? Rokan? Co to było?! *o*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz