piątek, 7 listopada 2014

Od Loreene

Szłam sobie przez las, oczywiście jak zwykle odchodząc z pola widzenia moich opiekunek z Lueli. W pewnym momencie zauważyłam, że las nie jest już tym złotym, pełnym barw jesiennym lasem. Stał się ciemny i straszny. Nie widziałam żadnego stworzenia. Zobaczyłam strumyk. Podbiegłam do noego szybko. Pochyliłam się, aby się napić, lecz zamiast swojego odbicia w wodzie ujrzałam... odbicie ciemnowłosej kobiety.
- Witaj - powiedziało odbicie, a ja z krzykiem odskoczyłam.
- Nie uciekaj! - zawołała. - Tak dawno z nikim nie romawiałam!
Niepewnie podeszłam do rzeki. Znowu zamiast siebie sobaczyłam kobietę, tym razem ze smutnyn wyrazem twarzy.
- Kim jesteś? - zapytałam.
- Jestem rzeką. Kiedyś byłam człowiekiem, ale zmieniła mnie Merie Zuma.
- Czy dla ludzi Merie Zuma także jest wilkiem? - spytałam zaciekawiona.
- Bogowie mogą przybrać każdą postać - odpowiedziała.
- Jestem Loreene - przedstawiłam się. Kobieta gwałtownie nabrała powietrza i zasłoniła usta rękoma.
- Coś się stało? - zapytałam.
- Nie... po prostu nazywam się tak jak ty. To znaczy nazywałam. Nikt nie może znać mojego prawdziwego imienia. Teraz jstem Pagitta.
- Może mogłabym ci jakoś pomóc? Napewno ktoś z naszej watahy będzie umiał cię odczarować - zaproponowałam.
- Dziękuję za dobre chęci, ale... tak jest mi dobrze - powiedziała cicho. - Nie chcę być już człowiekiem, znów być śmiertelna i mieć tyle kłopotów. Mam do ciebie tylko jedną prośbę: nie mów o mnie nikomu. Chcę, aby nikt o mnie nie wiedział.
- Mogę powiedzieć jednej osobie? Potrafi sprawić obszar nienanoszalnym, albo w ogóle zniknął.
- Hm... dobrze, ale czy jesteś pewna, że to dobra osoba? - zaniepokoiła się.
- Pewna na sto procent - powiedziałam. Wiedziałam, że Devia potrafi dochować tajemnicy.
Nagle Pagitta krzyknęła:
- Loreene, uważaj! 
Coś mocno uderzyło mnie w pysk. Zachwiałam się i upadłam. Zamroczyło mnie. Otworzyłam oczy i... zobaczyłam ciemność.
- Nie widzę! - krzyknęłam dławiącym się głosem. Płakałam jak nigdy wcześniej. Strata wzroku jest bardzo bolesna. 
- Twoje oczy... są inne. Wcześniej były ciemnogranatowe, a teraz blado-błękitne... - zauważyła Pagitta.
- Bo są MARTWE! - wrzasnęłam przez łzy. Nagle przestałam płakać. Nie poznawałam siebie. Nigdy nie wybuchałam tak gwałtownie. To musiała być przemiana.
Wiedziałam, że mam moc wykrywania mojego otoczenia - dziedzictwo wilka Magii. Nie dokształciłam go tylko. Jeśli nauczę się nad nim panować, będę mogła normalnie funkcjonować. Spróbowałam na chwilę skoncentrować się na rzece. Nie dostrzegłam jednak na nim nic takiego, nawet zwykłej tafli wody i jej falowania. Wtedy zrozumiałam. Pagitta była widoczna jako odbicie. Mój dar pokazywał mi jedynie kształt, wielkość i kolor. Straciłam więc piękno. Jedna, ostatnia łza stoczyła się po moim policzku.
- Odwiedzę cię niedługo - szepnęłam, po czym ruszyłam, w stronę (tak jak mi się wydawało) Lueli. Starałam się korzystać głównie z zapachu, jaki zostawiłam, ponieważ zaczęłam odczuwać przez mój dar nagły przypływ bodźców takich jak szumiące drzewa. Gdy straciłam wzrok, wyostrzył się inny zmysł - dar. Starałam się skupić na ścieżce i korzeniach, a nie na tym, że mrówka właśnie przeszłą obok mnie i odpychać od siebie te informacje. Nie potrafiłam "wyłączyć" umiejętności. Cały czas kręciło mi się w głowie. W końcu wyczułam czyjąś obecność. 
- Na Czi, Loreene, gdzieś ty była? - odetchnęła wadera. Po głosie rozpoznałam, że to była Tamed, jedna z moich opiekunek.
- Możesz zaprowadzić mnie to Devii? Proszę - wyszeptałam.
<Tamed?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz