piątek, 3 kwietnia 2015

od Bastili cd Mięta

Mięta odbiegła a ja się zatrzymałam. Już zapomniałam jakie to wspaniałe uczucie. Walczyć i czuć smak krwi w ustach. Nie chciałam nikogo skrzywdzić, ale znałam miejce poza obrębami watahy gdzie przychodziły wilki tylko po to aby igrać ze śmiercią. Pobiegłam tam. Kiedy tylko zobaczył mnie tłumek wilków zaczęły się radosne krzyki. Byłam tam stałą bywalczynią. Część wilków walczyła. Jeden jednak stał nieco z boku. Luke. Znałam go dobrze. Od wejścia skoczyłam na niego i zaczęliśmy walkę. To, choć z pozoru zabawa, było walką całkiem na serio. Luke rozrył mi bok pazurami. W odwecie mocno ugryzłam go w łapę. Brutalna gra. Nagle wszystko ucichło. Odsunęliśmy się od siebie a krew z naszych ran barwiła ziemię szkarłatem. Zobaczyłam kto przyszedł i wiedziałam, że będą kłopoty. Oczywiście będzie je miała Mięta, a nie ja. Nie wiem co jej odbiło, ale przyszła tu sama. Szukała mnie wzrokiem, a kiedy mnie zobaczyła spojrzała ze zdziwieniem i obrzydzeniem na krew. Nagle odezwała się Jednooki. Nikt się tego nie spodziewał, gdyż po jednej z walk miał tak uszkodzone gardło, iż wszyscy sądzili, że zamilkł na wieki.
-Co taka słodka panienka robi w takim miejscu?
-Ja... przyszłam po Bastili.
-Ach... Bastili... 
-Coś z nią się stało?
-Nie. Poprostu nie wiem czy będzie chciała iść z taką kruszynką, zamiast zostać z nami.
-Zostaję! -Krzyknęłam na tyle głośno, aby wszyscy słyszeli. Mięta usiadła i oznajmiła, że na mnie poczeka. Szybko wróciliśmy w wir walk. Kątem oka zobaczyłam Miętę wymiotującą w krzaki. Choć byłam zadowolona, to gdyby teraz spróbowała mnie ruszyć, to zwyczajnie bym jej przywaliła...

Mięta?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz