niedziela, 7 grudnia 2014

Od Shiro C.D. Sefiry

Szliśmy przez dłużą chwilę,aż stanęliśmy u podnóża góry.Tuż przed nami zaczęły pojawiać się lasy niebiesko-fioletowych drzew.Westchnąłem lekko spoglądając na te zwyrodnialce.Zresztą,sam byłem jednym z takich osobników.
Od zawsze odrzucany,nigdy nie doceniany.
Jednak kiedyś to się zmieni.
Może jednak nie.
Stajemy przed przepaścią,dość wąską,ale wciąż przepaścią.Dziwne,nie widziałem jej na horyzoncie.
-Co do cholery?-burczę i zniżam łeb w dół,by lepiej przyjrzeć się zjawisku.Co jest jeszcze dziwniejsze,z bliska zauważyłem,że rozpadlina powiększa się o kilka centymetrów co kilka mrugnięć.Podnoszę się i marszczę brwi.
-Musisz skoczyć.-mówię prawie bez emocji,obserwując wciąż powiększającą się wyrwę.
-Zwariowałeś?-woła ciemna wilczyca patrząc na przepaść.Z jej środka wydobywał się niemiły pomruk.
-To następna przeszkoda-iluminacja,zapewne.-tłumaczę spokojnie.
-Przecież wiem!-zaciska zęby i napina mięśnie.Rozziew ma już sporą odległość,mierzy zapewne ze dwa moje ogony.Wadera odbija się od podłoża i skacze nad wciąż pogłębiającą się rozpadliną.Ląduje kilka kroków dalej,niż koniec głębi i patrzy na mnie z wyrzutem.
-Teraz ty.-marszczy brwi tupiąc lekko.Przepaść jest już wielkości trzech sporych wilków.
-Nie uda mi się.-wzdycham,aczkolwiek zmuszam moje mięśnie do pracy i siła odrzutu popycha mnie nad czeluść.Czuję uderzenie i wysuwam pazury,by lepiej się złapać.Otwieram szeroko oczy i biorę głęboki oddech.Mam wrażenie,jakby brakowało mi ziemi pod tylnymi łapami.Patrzę się na koniec mojego ciała i widzę powiększającą się różnicę.
-Świetnie.-warczę próbując wciągać się na powierzchnie.Sefira patrzy na mnie i rozgląda się wokoło szukając jakiejś pomocnej rzeczy.Gdy niczego nie znajduje,łapie mnie za moje kończyny i próbuje ciągnąć.Jest silna,ale moje ciało jest ciężkie i wadera zsuwa się w stronę dziury.
-Biegnij.-burczę podciągając się,ale wciąż nie mogę wejść na trawiaste podłoże.
-Nie.-mówi stanowczo i znów zaczyna mnie ciągnąć.Czuję napływ siły i pomagam jej swoimi mięśniami.Po chwili stoję na ziemi,gniotąc zieloną trawę swoimi łapami.
-Cóż,mimo wszystko,dziękuję.-otrzepuję się i odwracam się,by spojrzeć na rozpadlinę.Zniknęła.
-Ruszajmy.-mówi wilczyca i idzie pierwsza.Czuję się lekko zdominowany,ale nie wypowiadam się i ruszam za Sefirą.
Wieczór zapadł szybciej niż oczekiwaliśmy.Spoglądamy na różowe niebo i opadające słońce.Jesteśmy już od jakiegoś czasu w niebieskim lesie i od czasu przepaści nic się nie pojawiło.Bardzo dobrze.
Patrzę na wilczycę,która pewnie idzie,omijając błyszczące szyszki i małe kamyczki leżące na drodze.
<Sefira?Przepraszam,brak czasu,jak i weny>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz