Spojrzałam w stronę, którą wskazywał basior. Biegł tam słodki, biały króliczek. *Burrr* mój żołądek się odezwał, a Cobalt się zaśmiał.
-Masz ochotę pójść na borówki?-spytałam z nadzieją w głosie. Nie chciałam iść sama po ciemku.
-Ohh, nie chce mi się-basior stęknął i położył się na plecach. Spojrzałam się na niego i zobaczyłam ranę na jego klatce piersiowej.
-Co ci się stało?-spytałam zdziebko przerażona. Rana wyglądała na poważną.
-To? To nic takiego. Tylko strzałą dostałem.-machnął łapą
-Nic takiego? To poważna rana! Może wdać ci się tu zakażenie.-wyjęłam ze skarpety gazik i wodę utlenioną(nie pytaj skąd tyle tego mam xd)-Muszę ci to opatrzyć, chyba że chcesz poważnie zachorować-powiedziałam siadając bliżej z 'narzędziami'
-Ale to będzie bolało-zaskomlał. Westchnęłam i wylałam trochę wody utlenionej na gazik, po czym przemyłam nim ranę samca, na co ten syknął. Nałożyłam jeszcze bandaż i usiadłam obok zadowolona.
-Dzięki..-powiedział
-To teraz idziemy na borówki-odparłam radośnie i podreptałam w kierunku lasu. Usłyszałam westchnięcie basiora, a następnie kroki.
<Cobalt? Mam nadzieję, że z twoją raną lepiej A króliczek taki śliczny, że szkoda go jeść c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz