Future mnie dogonił. Przekoziołkowaliśmy parę metrów. Gdy się podniosłam zauważyłam zgromadzenie w centrum. Postanowiłam, że pójdziemy. To może być ważne.
-Chodź.- powiedziałam do basiora.
On również zauważył zbiegowisko. Teraz powoli bez cieni zabawy, a wręcz podejrzliwie zamierzaliśmy w stronę serca watahy.
-NIE DAJCIE JEJ DOKOŃCZYĆ!
I właśnie wtedy ukazała się scena, którą widziałam mnustwo razy w życiu. Jednak za każdym razem miałam mieszane uczucia. Część mnie po ojcu domagała się jeszcze. Była to część wilka śmierci. Natomiast nowy skrawek Ember, który rozpaczliwie próbowałam utrzymać, mówił szkoda i czy to było koniecznie. To była starsza siostra Cobalta. Ale co się wydarzyło? Zamordowali Dante. Amir się wściekł. Ale nie z powodu jej śmierci. On ją żądał. Złościł się bo atakowali naszą rodzinę. Szczerze mówiąc niestety postąpiłabym tak samo... No prawie...
-Zabić.
To słowo wyrwało mnie z zamyślenia. Właśnie jakiś wilk przekonywał naszego lidera by nie mordować jeńców. Po pewnym czasie zgodził się ich strącić do lochu. Odetchnęłam. Mimo, że uwielbiałam duchy to nie potrzeba było zabijać wadera i dzieci. Usłyszałam też, że chcą zrobić arenę. Nie wiem czemu od razu wzięłam ołówek. Zaczęłam określić linie. Patrzyłam na moje łapy. Nie wiedziałam czemu to robią. Jakby czynił to inny wilk! Zaraz potem dowiedziałam się nad czym tak pracują. Przeraziło to mnie. Szkicowały arenę. Arenę śmierci...
( Amir? Future? Ktokolwiek? : optymistyczny akcent na zakończenie xd)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz