Byłam jej bardzo wdzięczna za... No powiedzmy, że... Ocalenie skóry?
-Bardzo Ci dziękuję... Gdyby nie ty... To... - mówiłam zmieszana, lecz tym samym wadera mi przerwała.
-No już, już... Nie musisz. Po prostu poczułam taką potrzebę, aby cię uratować.- posłała mi ciepły uśmiech.
Chciałam odwdzięczyć się tym samy, ale mój uśmiech wyszedł bardziej od "niechcenia".
-A wracając do tematu dołączenia tu... W sensie do Watahy Podmuchu Wiatru...
-Tak?
-Mogłabym tu dołączyć? - spytałam (dla pewności).
Wadera zaśmiała się.
-Jeszcze się pytasz? Oczywiście, że możesz dołączyć, ale tak dla "bezpieczeństwa" wypadało by zapytać Amira.
-Amira? - powtórzyłam, strzepując z siebie resztki piachu i w miarę doprowadzając się do porządku.
-Aaa... No tak... Zapomniałam. - zachichotała. - To nasz samiec Alfa. Jak chcesz to cię do niego zaprowadzę.
Skinęłam głową, po czym ruszyłam za Szarką.
Ruszyłyśmy w głąb lasu, tak jakby na oślep. Ale drzewa wokół nas wcale nie były tak potężne, grube i duże jak tamte sosny, a ich iglaste korony zaczynały się nie tak wysoko. Dlatego w lesie było dużo światła, a miejsce te w ogóle nie przypominało tamtych "części" lasu.
Po jakimś czasie wędrówki wyszłyśmy na polanę, a wiosenne słońce odbijało się na szklistej powierzchni wody - czyli jeziora.
Po drugiej stronie tego, że jeziora stały dwa wilki - jeden był szary, a drugi natomiast biały. Wyczułam, że ten szary to basior, a drugi to natomiast wadera.
-Ooo - stęknęła Szarka. - No nareszcie... To oni. A jednak mój węch nie zawiódł. - uradowała się.
-W sensie? - spytała pośpiesznie.
-Noo... Tam stoi samiec i samica Alfa, chyba tego chciałaś, abym cię do nich zaprowadziła, prawda?
-Yyy... Tak, tak...
Wzięłam głęboki oddech. Powtarzając w głowie całe te monologi i inne debaty, jakie ze sobą toczyłam, nie miały najmniejszego sensu, ani wpływu jak mogą potoczyć się sprawy. Dało się widzieć i poczuć napiętą sytuację watahy. Nie wiadomo jak mnie potraktują, miejmy nadzieję, że nie przywitają mnie tak samo brutalnie jak za pierwszym razem, gdy przekroczyłam mury.
-No to chodź. - uśmiechnęła się Szarka.
Ruszyłam za nią nie spuszczając z oka ich dwójkę. Basior miał groźny wzrok - było już widać, że ma, co do mnie złe przeczucia.
W końcu docierając do nich i stojąc naprzeciwko siebie, zauważyłam ich lustrujący wzrok spoczywający na zaschniętej krwi z nosa, a głuchą ciszę przerywały skrzypienia drzew kołysanych na wietrze.
(Amir? Devia? Szarka?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz