Spartan niespodziewanie wszedł do mojej jaskini. Wolno, lecz zdecydowanie do mnie podchodził. Podchodził blisko, zbyt blisko. Wyjaśnił czego oczekuje, choć mogłam się tego spodziewać. Otwierałam już pysk, by powiedzieć, żeby się wynosił, lecz wtedy właśnie poczułam, że zupełnie tracę panowanie nad swoim ciałem. Było mi słabo i lekko przycupnęłam, ale basior podchodząc jeszcze bliżej podtrzymał mnie.
Chciałam krzyknąć i uciec, jednak wszystkie słowa, które tak bardzo chciałam wypowiedzieć kłębiły się tylko w mojej głowie. Miałam świadomość tego, że ktoś zawładnął moim ciałem. Ale kto?
Nagle przypomniałam sobie, iż tylko bogowie i patroni posiadają takie umiejętności... Już wiedziałam - Merie Zuma. Czułam, że to ona. Po chwili usłyszałam cichy śmiech, który powoli przeradzał się w złowieszczy rechot. Był to śmiech wściekłej patronki, która chciała zemścić się za zabranie małej Abaque.
Mimo woli podeszłam do Spartana. Wadera miotałam mną jak marionetką. Próbowałam walczyć, ale z czasem opadłam z sił i całkowicie oddałam się jej.
<Spartan? Wiem, że krótkie i strasznie późno, ale mam teraz wiele egzaminów w szkole i ZERO czasu)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz