Budząc się poczułem ostry, tępy ból, a narastające skurcze mięśni, zmusiły mnie do wstania. Złapałem głęboki wdech i usiadłem pod chropowatą ścianą jaskini, opierając pysk na głazie i rozkoszując się gorącym powietrzem, które nie wiem skąd się wydobywało...
Tylko na chwilę, obiecałem sobie. Za chwilę wstanę.
-Halo?
Ciemnooka wader stała pochylona nade mną. Gwałtownie zerwałem się. Wilczyca cofnęła się, przestraszona.
Oszołomiony z chwiejnym krokiem popędziłem ku wyjściu jaskini.
Zdezorientowany zauważyłem, że na zewnątrz panuje nie naturalna cisza, a na dodatek było wciąż szaro. Czy przespałem napad na watahę? Jakoś dziwnie cicho, jakby nikogo nie było.
-Która... - nie dokończyłem pytania, ponieważ wadera, która mnie obudziła... Zniknęła?
Mruknąłem. W takim razie musiałem spać kilka dni, ale kiedy ruszyłem wzdłuż plaży, stwierdziłem, że czuję się znacznie lepiej. O wiele pewniej trzymałem się na łapach.
Zastanawiało mnie kim była ta wadera, nie wyglądała znajomo, a myśl, że tak po prostu zniknęła, przyprawiło mnie o dreszcze.
Podczas, gdy tak szedłem w jednym kierunku, usłyszałem za sobą czyjś głos.
(Ktoś?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz