czwartek, 14 stycznia 2016

Od Sary C.D. Amira

Cała wataha wygrała się na łąkę koło jeziora odrodzenia. Wszyscy cieszyli się, z wygranej. Śmiechy co jakiś czas przerywało wycie do księżyca. Położyłam się przy drzewie, z daleka od tłumu i hałasu. Nie które wilki nadal były u medyków, którzy byli wykończeni masą roboty. Nie chciałam mi dokładać roboty, choć rana na grzbiecie bardzo bolała. Na szczęście nie musiałam się nikomu tłumaczyć z krwi na sierści, bo większość wilków miała plamy na sierści. Leżałam wsłuchując się w cykanie świerszczy. Chciałam wstać, ale syknęłam czując ból, który na wskroś przeszedł przez moje ciało. 
-Wszystko w porządku?-Usłyszałam znajomy głos i delikatnie się uśmiechnęłam.
-Chyba ja powinnam o to zapytać...-Odparłam próbując zmienić temat. 
-Wiem, co chcesz zrobić. Dzięki, że pytasz, ale widzę że coś jest nie tak.-Mruknął kładąc się obok. 
-Najbliższy tydzień będzie chyba najgorszy, ale potem będzie z górki.-Powiedziałam, a basior kiwnął łbem.
-Źle wyglądasz.-Stwierdził po chwili ciszy. 
-Wezmę to za komplement.-Mruknęłam przewracając się na grzbiet. Szybko tego pożałowałam. Poczułam ból i pisnęłam. Szybko wstałam i zauważyłam świeżą krew. Westchnęłam, a Amir stanął obok mnie.
-To przez Venę?-Zapytał, a ja tylko kiwnęłam łbem. 
-Pójdę do jaskini. Rozchmurz się.-Odparłam szybko i zaczęłam iść w stronę mojej starej jaskini, jednak basior zagrodził mi drogę. 
-Proszę przepuść mnie. Nie dość, że dziś przebyłam długą drogę to jeszcze bitwa i bunt. Chce odpocząć, źle się czuję.-Jęknęłam.
-Zaprowadzę cię do medyka.-Stwierdził patrząc na mnie.
-Nie będę im dodawać jeszcze roboty. Poradzę sobie sama, to nic groźnego. .-Odparłam i ominęłam basior. Przeszłam jeszcze parę kroków, a oczy zaszły mgłą i łapy się pode mną ugięły.
Amir

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz